Miałam takie samo odczucie.
Film jest tak nadzwyczajny w swojej zwyczajności, że pozornie nie wiadomo, czym tu się zachwycać. A własnie chodzi o te pozornie mało istotne detale zwykłych relacji międzyludzkich, o których ludzie zapominają, wcale ich nie znają, albo się ich wstydzą. Ileż tu czułych relacji, miłości, dobroci, skromności... aż się człowiek zastanawia dlaczego sam nigdy nie trafił na takich ludzi. Dla kogoś kto nie rozumie dobroci, tej najczystszej, najprawdziwszej (nie wynikającej z religijnej obłudy, ani jej pochodnych wypaczeń) film może się wydawać "Familijnym kinem w kiepskim wydaniu", a to dlatego, że sam jest wewnętrznie ubogi i nie ma pojęcia czym jest prawdziwa miłość. Własnie tak puste kołki tylko spotykam, mijam, i udaję się przed nimi.