Ostatni dzień szkoły. Standardowo akcja powinna się obracać wokół jakiegoś drugoklasisty, który jeszcze nie poruchał i z dwoma innymi nerdami (zazwyczaj wysokim, ryżym chudzielcem i grubym żydem w okularach) wbijają na wykur*ioną imprezę jakiegoś footballowego kapitana, który na końcu dostaje od nich w pier*ol, a główny bohater traci dziewictwo z niezbyt ładną laską, która zawsze się obok niego kręciła, a nie z główną cheerleaderką, która w końcu zechciała zrobić mu laskę. Dla odmiany w Ustawce zaserwowano nam fajną komedię, z podgatunku głupich, ale o nauczycielach. Główny bohater - Andy - to pan od anglika (dla kretynów: odpowiednika polskiego, ale w USA), który jest niezły w tym co robi, ale niezbyt radzi sobie ze swoimi uczniami. Zbiegiem oczywiście niefortunnych wydarzeń między nim, a Ice Cubem (drugim teacherem) pojawia się kosa, bo jeden sprzedał dla dyra drugiego, że nastraszył uczniów siekierą rozwalając przy tym kilka ławek. *À propos, dyrektorem jest szwagier Waltera White'a z Breaking Bad - good choice*. Ice Cube - postrach wśród nauczycieli - wyzywa Andyego na ustawkę po lekcjach. Początkuje to szereg niesamowicie popieprzonych wydarzeń z masą ciekawych postaci w tle. Pełna, zasłużona szósteczka, na czerwono z kropką i uśmiechem... i sprawowanie +10.