Temat na film był, ale zawiodło wykonanie. O ile przez pierwszą godzinę mamy do czynienia ze średniej klasy czarną komedią, która jednak miewa swe "przebłyski", o tyle potem robi się coraz niedorzeczniej. W zestawieniu z informacją, że historia oparta została na faktach, ostatnie pół godziny wygląda jak czysta kpina: mnożą się naciągane sytuacje i kompletnie irracjonalne zachowania bohaterów, z których, na marginesie już pisząc, żaden nie zasługuje na sympatię widza. Sorvino i Rea grają przyzwoicie, niezależnie jednak jak bardzo by się starali, nie są w stanie załatać scenariuszowych dziur. W efekcie dostajemy tanie kino klasy B, które stara się żonglować gatunkami (dramat, thriller, gorzka satyra), ale mu to nie wychodzi. I pomyśleć, że za kamerą stanął Stuart Gordon, twórca tak przyjemnych filmów, jak "Re-animator" i "From beyond".