Film niby z dobrą obsadą, z jako takim pomysłem, ale w zasadzie tylko Kristin Scott Thomas udźwignęła swoją rolę. Pozostali słabiutko, Patison, który jest aktorem tylko z nazwy, w kilku scenach nawet mnie zaskoczył i tu pozytyw. Ogólnie chyba reżyser i producenci machnęli ręką na ten film i wyszli z założenia, że sama obsada ściągnie ludzi do kina i i tak zarobią swoje. A że po seansie pozostanie niesmak... Ostatnio często obserwuję takie właśnie zjawisko.