Byłem w kinie. Widziałem i w sumie tyle. Po prostu niezła rozrywka - choć raczej straci połowę z atrakcyjności po przeniesieniu na telewizor/laptop. Ogląda się to fajnie niczym Avatara i na pewno widać tutaj pewne podobieństwo stylizacji. Ale nie jest on ani dowcipny jak choćby "Piąty element" tego samego reżysera, ani nie ma należytej dramaturgii. Niestety olbrzymie dziury scenariuszowe i logiczne nie pomagają filmowi - no bo jak nagle ten Valerian zaczyna niszczyć całą armię robotów, której nie dał rady oddział gwardzistów, to Luc Besson raczy wiedzieć, bo nasz główny bohater nie ma ani nadprzyrodzonych mocy, ani nie jest jakimś osiłkiem, ani nie grzeszy przesadną inteligencją czy sprytem. Obsadzenie takiego gładkolicego młokosowatego aktora wcale nie pomogła. To taki Harry Potter ale bez różdżki, a raczej najbardziej zainteresowany używaniem innego rodzaju różdżki:). Właśnie obsada jest chyba tutaj największą wadą filmu. Do pewnego momentu partnerka Valeriana dawała radę (skojarzenie z Hermioną - także z fryzury z ostatnich części cyklu o nastoletnim czarodzieju - chyba zamierzone) - ładna, odważna, inteligentna. Ale od momentu uratowania Valeriana z wraku - staje się "ładną laską", niczym więcej. Starzy aktorzy jak Clive Owen też nie zachwycają. Ethan Hawke gra tak małą rólkę, że w ogóle nie wiadomo po co mu był ten epizod. Jeszcze najlepiej o dziwo wypada Rihanna, choć fanem jej nie jestem. Niezłe są też Perły i w ogóle nieludzie są dużo bardziej interesujący i dowcipni niż postacie ludzkie. W sumie oczekiwałem więcej i można było chyba zrobić za tyle pieniędzy lepszy film - patrz wspomniany Avatar, choć bólu nie ma. Jeden wieczór w kinie można mu poświęcić i wyjść w miarę usatysfakcjonowanym