Główna nić fabularna filmu to jest płytka jak kałuża. I przewidywalna, główny zły jak tylko się pojawi od razu widać że to on. Wątek "miłosny" głównej pary też jest napisany na szybko na kolanie, do tego główni aktorzy zupełnie do siebie nie pasują. Efekty specjalne i pomysły na wiele ras są na wysokim poziomie, ale wielokrotnie pokazuje się je w widokówkowy sposób, przez co nie dowiadujemy się o nich więcej a koszmarnie cierpi na tym tempo filmu. No i coś po prostu tragicznego - ściany ekspozycji. Jest taka scena jak wlatują do tego Miasta Tysiąca Planet i dosłownie dostajemy encyklopedyczny wywód na temat. No i jest taka scena na końcu filmu, pani Dębicka ma piękny głos, ale samego tekstu nie idzie wytrzymać.
"Piąty element" był tylko trochę lepszy od tego. Jakby nie patrzeć oba tytuły to bajki tylko Element ma lepszych aktorów i lepiej prowadzoną historię ale ona sama jest tak miałka jak w Valerianie. Valeriana mam całą serię komiksową na półce, klasykę warto znać bo sam Lucas zrzynał od twórców komiksu. Film robi wrażenie reklamówki za 200 mln dla pierwowzoru.