Jakim cudem ten film stanowiący właściwie czyste CGI, rozciągnięty na bite godziny, z drewnianą parą głównych bohaterów, którzy - co gorsza - w założeniu mają kreaować romans, a zarazem historią nadającą się co najwyżej na wyjątkowo marny odcinek Star Treka, ma ocenę niewiele niższą, niż John Carter, który spokojnie mógłby uchodzić za film, który był tym, czym prequele GW nigdy nie zdołały być, przechodzi moje zdolności pojmowania.