Oglądając ten film zastanowiło mnie jedno. Od podstawówki wpajana mi była jego biografia
bo i moja edukacja zawsze była związana ze sztuką i choć i wiedziałam mnóstwo faktów z
jego życia zdałam sobie sprawę, że choć znam jego ostatnie dzieła w których zawarł swój
niepokój to nie mam pojęcia jak zmarł. Oczywiście film wyjaśnił tą sprawę, a ja zaczęłam
się zastanawiać, czy przypadkiem nie była to sprawka nauczycieli? Chodziłam do szkoły w
czasach, kiedy wiedzę otrzymywało się od nauczycieli, nie z wikipedii, a internet był jeszcze
całkiem świeży, więc i mogli oni trochę manipulować wiedzą, którą nam przekazywali-
czyżby jakimś cudem ukrywali, że to było samobójstwo? Jeśli tak (a nie jeśli po prostu w
śwecie jakimś cudem wymazałam taki fakt z pamięci za dziecka) to czyż nie zadziwiające
jest jak taka niewygodna (i w pewnym sensie niebezpieczna) wiedza została nie przekazana
w szkole? Patrząc jak nastolatki w dzisiejszych czasach tną się z powodu jakiejś
"nieszczęśliwej" miłości taka władza nad młodymi ludźmi dawała jakąś szansę przed
ukryciem takich niebezpiecznych faktów przed nimi. I jakoś tak nie mogę się powstrzymać
od myślenia, że pomimo tego, że szkoła kształtuje nas jako dorosłych i często edukacja jest
zła, to sprytne ukrywanie faktów o samobójstwie jednego z najsławniejszych malarzy miała
na celu ochronić i była dobrą rzeczą.
Naprawdę? Dziwi mnie fakt, że nie wiedziałaś tego za szkoły. Ja aktualnie znajduje się u schyłku szkoły średniej ale odkąd pamiętam, gdy na lekcjach była tylko mowa o Van Goghu to od razu zahaczano o temat jego choroby psychicznej(jako że miała na pewno ogromny wpływ na jego twórczość) a co za tym idzie również śmierci. Podejrzewam, że gdyby dziś spytać nastolatków, nawet powiedzmy z gimnazjum, z czym kojarzy im się Vincent Van Gogh to( zakładając że wiedzieli by w ogóle o kim mowa ;p) pierwsze co się usłyszy to Słoneczniki, odcięte ucho i samobójstwo.
Ja też kojarzę to z podstawówki, a chodziłam do niej na parę lat przed reformą.
Przed małymi dziećmi się ukrywa pewne rzeczy, np. o Łajce - wiadomo, pierwszy pies w Kosmosie, ale że zginęła parę godzin po zakończeniu lotu, to dopiero chyba w szkole się dowiedziałam, bo już w podstawówce o wielu rzeczach się mówiło. Pewnie zależy to od nauczycieli.
Wśród współczesnych historyków pojawiają się głosy, że to wcale nie było samobójstwo.
http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114528,10485494,Van_Gogh_nie_popelnil_samoboj stwa__Postrzelil_go_nastolatek.html
Czytałam ten artykuł rok temu, ale nie przekonuje. Trzeba by zerknąć do samej biografii, bo artykuł słaby.
Wedle powieści (Pasja życia), książek biograficznych, filmów (np Vincent i Theo), czy artykułów, Vincent strzelił do siebie z pistoletu w polu słoneczników. Jakimś cudem zrobił to jednak na tyle nie udolnie, że umierał przez kilka kolejnych dni. Szczęście w nieszczęściu zdążył przyjechać Theo i towarzyszyć mu w chwili śmierci. Wydarzenie to na tyle nim wstrząsnęło, że umarł kilka miesięcy po śmierci brata.
Mówi się również, że obraz "Pole pszenicy z krukami", był zapowiedzią, tego aktu.
Hemingwaya też omawia się w szkole, razem z jego samobójstwem. Ale czy to oznacza, że każdy, kto czyta 'Starego człowieka i morze' - perspektywicznie strzeli sobie w łeb?
Ja na to zawsze mówię - podziw dla idoli ma swoje granice. Mogę czytać o dziwakach, a mój zdrowy rozsądek powinien zadziałać jak hamulec bezpieczeństwa.
Christopher Walken, który zasadniczo specjalizuje się w rolach psychopatów, zawsze mówi, że prawdziwego świra potrafi zagrać wyłącznie dzięki temu, że w domu ma wystrzyżone trawniki i zapina pasy w samochodzie.
ja , pomimo wiedzy zdobywanej w szkole, a nie w internecie, wiedziałam, że van Gogh popełnił samobójstwo.... Niestety szkoła nie uczy samodzielnego dociekania do sedna spraw i zgłębiania tajemnic. Teraz masz już pełen obraz ostatnich dni Vincenta
Kurcze, ja nie miałem nic o Van Goghu (od przedszkola do gimnazjum, liceum nie licze, bo chodzilem dla dorosłych), totalnie. Nawet przy Starym człowieku i morze, nic nie wspomniano o autorze, tym bardziej o samobojstwie.
Rocznik 89.
U mnie w szkole o Van Goghu mówiło się w kontekście postimpresjonizmu i jego wielkich dzieł. W ramach ciekawostki wspominano, że odciął sobie ucho - bez wchodzenia w szczegóły tej historii (kto opowiadałby dzieciom, że zrobił to pod wpływem słów nastoletniej prostytutki?). Z drugiej strony co jakiś czas pojawiają się przebłyski alternatywnej teorii odnośnie śmierci Mistrza.
Druga teoria, której orędownikiem był jeden z okolicznych lekarzy sądowych w tamtych czasach. Stwierdził on, że kąt pod jakim kula weszła w ciało Artysty nie zgadzał się z tym, jak rzekomo Vincent miał zginąć. Sugerował, że do popełnienia samobójstwa w ten sposób, Van Gogh musiałby zrobić to za pomocą broni długiej, opartej o ziemię, i nacisnąć spust palcem u nogi (gdyby była znacznie dłuższa, niż była w rzeczywistości). Oczywiście pod warunkiem, że w tak skomplikowanej pozycji, rzeczywiście trafiłby w siebie samego.
Według dwójki amerykańskich badaczy (zdaję sobie sprawę z tego wytartego już i mało wiarygodnego określenia), którzy wydali nową biografię Van Gogha - Steven Naifeh i Gregory White Smith, w śmierć malarza mogli być wplątani młodzieńcy z Auvers, którzy ponoć postawili sobie za punkt honoru dokuczać Vincentowi przy każdej możliwej okazji. W szeroko opisanej biografii, naukowcy wysnuli tezę, jakoby zabójstwa miał dokonać syn bogatego Aptekarza. Pokrywałoby sie to w dużej mierze ze stanowiskiem lekarza, który odrzucał teorię o targnięciu się Vincenta na własne życie.
Niestety, biorąc pod uwagę, że śmierć Holendra miała miejsce w 1890roku istnieje spora szansa, że nigdy nie będziemy w stanie potwierdzić w 100% jak było naprawdę.