Z przykrością stwierdzam, że ostatnim dobrym filmem z gatunku komedii w reżyserii Juliusza Machulskiego było "Killerów Dwóch" z 1999 roku. No, od biedy może jeszcze "Vinci" z 2004 należałoby docenić za skądinąd ciekawą intrygę, fajną obsadę i sporo zabawnych momentów. "Volta" to niestety bardzo słaba kopia tego ostatniego. Fabuła jest mówiąc szczerze beznadziejna - nic nie trzyma się tutaj kupy, a natłok nieprawdopodobieństw rośnie z każdą kolejną minutą. Wstawki historyczne totalnie od czapy, dialogi nieśmieszne, aktorstwo średnie (Pan Zieliński, Pani Domańska i Pani Bołądź drewniani jak nigdy wcześniej, jedynie Jacek Braciak i Michał Żurawski ratują ten film przed totalną katastrofą). Mogłoby być ciekawie, gdyby nie nagromadzenie wątków. Reżyser już sam chyba w pewnym momencie pogubił się w koncepcji kogo i jak bardzo chce obśmiać. Jedyna scena, która naprawdę mi się spodobała to ucharakteryzowany a la Popek Czarek Pazura egzekwujący dług pod sam koniec filmu - śmiało można powiedzieć, że to właśnie on przez niecałe 2 minuty pobytu na ekranie skradł film. Jeśli komuś podobał się zwiastun to rzec mogę tylko tyle, że zawiera wszystkie najlepsze sceny. Jeżeli "Volta" reklamowana jest jako powrót Juliusza Machulskiego do szczytowej formy to chyba jednak czas udać się na emeryturę (mimo całego szacunku jaki mam do tego reżysera za wiele jego poprzednich filmów i nie mówię tutaj o "Ambassadzie" czy "Ile waży koń trojański").