Tak się ostatnio zastanawiałem, czy przyłączenie się byłego mentora Gandalfa do sił Mordoru i ogólnie całe spaczenie się złem Isengardu było w ostatecznym rozrachunku korzystne dla Saurona. Zgoda, nikt nie mógł przewidzieć, że jakimś cudem Rohirrimowie przetrwają w Helmowym Jarze (wiem, wiem, czytałem książkę, nie było tam elfów), że enty uderzą na słabiej strzeżony Orthank. Krótko mówiąc, niewiele wskazywało, że potęga białego czarodzieja się jednak rozbije.
Co by się jednak wydarzyło, gdyby Saruman nie dołączył do wojny? Z pewnością czarnoksiężnik nie był niezbędny Sauronowi do podboju Śródziemia. Czy realny byłby scenariusz, w którym Rohirrimowie nie przybywają na pola Pelennoru, bo nikt ich wcześniej nie onieśmielił złem i nie sprowokował?
Przybyliby i to w większej liczbie, bo wiązała ich przysięga złożona kilkaset lat wcześniej przez Eorla Kirionowi, namiestnikowi Gondoru.
Gdyby nie było Sarumana, Theoden na pewno zebrałby 10 000 jeźdźców, przez co bitwa na polach Pellenoru wygląda zupełnie inaczej(O.O a Saruman - nie Gandalf dowodzi obroną Minas Tirith?)
Gdyby nie było Sarumana to Sauron pewnie odłożyłby atak i przygotował silniejszą armię. Wątpię czy zajmowałby się Rohanem. Wiedział, że Król Gondoru powrócił i może zjednoczyć ludzi. Usunięcie Władcy to był priorytet.