Wszystkie części zrealizowane z ogromnym rozmachem. Najlepiej w trylogii patrzy się na Iana Mckellena i Vigo Mortensena. Niesamowita gra aktorska. Jedyne co mnie irytuje to to, że film zrobił z Froda bohatera, którym nie był. Miał niesamowity pociąg do pierścienia i gdyby w Orodruinie nie zaatakował go Gollum, to zatrzymał by pierścień dla siebie. Prawdziwym bohaterem był w tym duecie Sam. Nie chciał pierścienia, a wręcz przeciwnie. Chciał go zniszczyć. Na samym końcu filmu jednak każdy żalił się nad Frodem.
Nie do końca jest to wina filmu, a jasne zdanie autora książki, który tak a nie inaczej zadecydował i co zarówno na kartach powieści jak i poza nią, w pełni uargumentował.
Film nie pomija tych informacji, co najwyżej sami możemy ocenić, czy podaje je w sposób wystarczający i wiarygodny. Jednak postaci takie jak Gandalf nie chcą nawet tknąć Pierścienia na moment, co daje nam jasny znak, jak szybko mógłby on wykazać się swoim wpływem. Wiemy to, a jednocześnie mamy pretensje do Froda który pół roku miał go nieustannie przy sobie, czy porównujemy go z Samem, który raptem parę godzin trzymał go w dłoniach. Poza tym Frodo tuż przed wbiegnięciem do Orodruiny również chciał zniszczyć Pierścień. Wszystko zmieniło się dopiero nad przepaścią. Nieco naiwnym byłoby założyć, że Sam będąc na jego miejscu postąpiłby inaczej.
W każdym razie podrzucę fragmencik co ma do powiedzenia w tej kwestii sam Tolkien, a po więcej polecam lekturę "Listów":
"Frodo znajdował się w takiej sytuacji: z pozoru była to zamknięta pułapka. Osoba o
większej wrodzonej mocy prawdopodobnie nie mogłaby się tak długo opierać pokusie
władzy zapewnianej przez Pierścień; osoba o mniejszej mocy nie mogłaby mieć nadziei, że oprze się jej, podejmując ostateczną decyzję. (Frodo nie był zdolny do uszkodzenia Pierścienia jeszcze przed wyprawą i nie był w stanie oddać go Samowi).
Misja nie mogła się powieść jako część światowego planu; także jako opowieść o
rozwoju skromnego Froda do „szlachetności", o jego uświęceniu, musiała zakończyć się klęską. Tak się stało, jeśli chodzi o samego Froda. Dokonał „apostazji" - a ja
otrzymałem jeden ostry list, nawołujący, że powinien zostać stracony jako zdrajca, a nie uhonorowany. (...)"
"(...) Bardzo słusznie przyznano mu najwyższe honory - ponieważ jest jasne, że on i Sam nie ukrywali przebiegu wydarzeń. Nie chciałbym się zagłębiać w ostateczny osąd Golluma. Byłoby to wkraczanie w „prywatność Boga", jak mawiali ludzie średniowiecza. Gollum był godny politowania, ale skończył jako uporczywy nikczemnik i fakt, że zrodziło się z tego dobro, nie był jego zasługą"