"Wałdcy Ognia" to typowy reprezentant filmów, które ogląda się przyjemnie wieczorkiem z piwkiem w ręku, a nastepnego dnia nie pamięta o czym w ogóle opowiadały. Doskonale wyważona ilość scen akcji i głupich dialogów, na które nikt nie zwraca uwagi. Zabrakło jednak humoru. Niby Butler gra tutaj standardowego kumpla- żartownisia, ale jego dowcipy są nie tyle kulawe, co bardzo nieliczne. Za dużo z kolei scen idących w drugim kierunku. O ile McConaughey na wejściu i w scenach akcji przyćmiewa nawet Bale'a (czego bym się w życiu nie spodziewał), to świecąc szklaymi oczkami i głosząc umoralniające frazesy już jedynie bawi. Izabella Scorupco niestety pokazuje się tu z najgorszej strony, jej "gra" jest tragiczna i niezamierzenie robi za element zastępujący humor i dystans, którego zabrakło. Historia jest bardzo banalna i przewidywalna. Da się ją jednak przełknąć, aż do ostatnich 20 minut, kiedy to staje w gardle. Końcówka jest spartaczona i pozostawia wrażenie jakby się przespało połowę filmu, który jak się okazuje kończy się szybciej niż powinien, pozostawiając niedosyt. Ale...
Pomimo wszystkich tych wad "Władców ognia" oglądałem w sporym napięciu, McConaughey miał w sobie sporo magnetyzmu, a sceny akcji, efekty specjalne i dźwięk na prawdę robiły wrażenie. Tak więc pomimo tego, że wkrótce zapomnę o tym filmie, to te ponad 100 minut minęło bez żadnych dłużyzn i oglądało się to po prostu dobrze. Stąd stosunkowo wysoka ocena, bo chociaż jest to film zdecydowanie na jeden raz, to dobrze spełnia on swoje zadanie- dostarcza niezłej rozrywki. 7/10