"Władcy ognia" skutecznie kusili mnie swoimi plakatami i obrazkami zniszczonego Londynu. Bardzo lubię filmy z potworami atakującymi ludzi, więc z przyjemnością zobaczyłem ten film.

Atutem filmu jest klimat. Zniszczony, postapokaliptyczny, szary i brudny świat, w którym normalnie żyć próbują ocalałe niedobitki. W jednym z ocalałych zamków chroni się grupka osób. W ich życie wkracza uzbrojona w ciężki sprzęt grupa łowców smoków. Innymi słowy - brud, wojsko burzące spokojny żywot oraz latające gady, które uzyskały przewagę.

Niektórym może nie spodobać się wizerunek smoków przedstawiony w filmie. To nie jest fantasy. Smoki są tu jedynie kolejnymi, krwiożerczymi zwierzętami w typie Zilli, rekinów, czy ksenomorfów. Mi taki wizerunek przypadł do gustu.

Film wad nie jest pozbawiony. Można się przyczepić do samego pomysłu na sposób rozmnażania smoków oraz do pierwszej sceny, która miała wyjaśnić ich pojawienie się. Poza tym nie bardzo podobał mi się łeb finałowego smoka. We wcześniejszych scenach wygląd bestii nie razi, ale w finale jego głowa jest widoczna dłużej.

Nie jest to arcydzieło, nie wnosi chyba niczego do kinematografii, ale i tak ten film lubię. Miłośnicy monster-movie powinni być usatysfakcjonowani.