PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=774566}

W blasku nocy

Midnight Sun
7,2 17 552
oceny
7,2 10 1 17552
W blasku nocy
powrót do forum filmu W blasku nocy

Filmy o ludziach śmiertelnie chorych zawsze wzbudzały duże zainteresowanie. W końcu niczego nie boimy się tak bardzo jak śmierci, to jeden z tych tematów, który wywołuje w nas zawsze skrajne emocje. Ale największe są wtedy, kiedy na śmiertelną chorobę zapada młoda osoba, najlepiej nastolatka, dodajmy do tego cierpienie i rozterki jej bliskich przyjaciół, rodziców niepotrafiących pogodzić się z nadciągającą śmiercią dziecka i obowiązkowo jakiegoś przystojnego, niepokornego chłopaka, który ze wzajemnością zakochuje się w głównej bohaterce – a otrzymamy przepis na dobry dramat, który, jeśli będzie miał dobrą reklamę, znane twarze w obsadzie i wpadającą w ucho piosenkę przewodnią, może stać się hitem i zapełnić sale kinowe po brzegi. Można tutaj za przykład podać kultową już "Szkołę uczuć", "Gwiazd naszych wina", "Ponad wszystko", "Niech będzie teraz", "Ósmoklasiści nie płaczą", "Keith". No i... "W blasku nocy". Nie jest tajemnicą, że tego rodzaju filmy nie zawsze porywają i kiedy idzie się na nie do kina, to pojawia się ta niepewność, czy po seansie nie będziemy żałować zmarnowanych pieniędzy... W końcu to już oklepana tematyka, przemielona na milion sposobów i coraz trudniej jest przedstawić ją w świeży, zaskakujący sposób bez tego poczucia, że już kiedyś coś podobnego oglądaliśmy. Ja na szczęście "W blasku nocy" obejrzałam w Internecie... i tym sposobem, dzięki Bogu, nie zmarnowałam nastu złotych na taką... szmirę.

Po pierwsze, główna bohaterka. Bella Thorne kompletnie nie pasuje mi do roli filmowej Katie. Mogłabym napisać, że mamy tutaj ten sam problem, co w większości amerykańskich filmów dla młodzieży, czyli dorośli aktorzy grający nastolatków, gdyby nie fakt, że Bella ma tylko 21 lat, więc jej wiek jeszcze ujdzie, ale chodzi tutaj o jej dojrzałą i wyuzdaną urodę. Jest seksowną dziewczyną z pazurem, oczywiście przy dobrej grze aktorskiej i odpowiedniej charakteryzacji mogłaby zagrać nawet główną rolę w Brzyduli... no ale właśnie. I jedno i drugie jest w tym filmie znikome.
Główna bohaterka nie wygląda ani na nastolatkę, ani na chorą nastolatkę, a na pewno już nie na chorą nastolatkę od lat zamkniętą w domu. Brakuje odpowiedniej charakteryzacji i realnego zarysu psychologicznego. Kiedy od lat jesteś zamknięta w domu, masz kontakt wyłącznie z tatą i jedną przyjaciółką, to z pewnością jesteś w pewien sposób upośledzona społecznie, towarzyszą ci jakieś zaburzenia psychiczne i twój odbiór życia jest o wiele bardziej zniekształcony niż u głównej bohaterki. Za to Katie wygląda mi na beztroską nastolatkę, wygadaną i wesołą, która pisze sobie piosenki, brzdęka na gitarze, a wieczorami wzdycha sobie do swojego niedalekiego sąsiada. I ma po prostu szlaban na wychodzenie z domu. Do tego jej choroba, czyli wyżej wspomniana charakteryzacja. Nie wierzę, że przy tej chorobie nie miałaby żadnych zmian skórnych nawet gdyby nie wychodziła na słońce. Dopiero pod koniec filmu zaczynała wyglądać na chorą, chociaż i tak to nadal nie było to, ja gorzej wyglądałam przy przeziębieniu, po prostu zero realizmu choroby, pokazania objawów, cierpienia bohaterki. Wszystko pięknie, sztucznie, z lukrem i cukrem pudrem.

A co zrobić, żeby dodać jeszcze więcej dramatu do dramatu? Bo przecież choroba Katie nie wystarczy, żebyśmy jej współczuli, więc trzeba uśmiercić jej mamę i dodać poruszającą scenę, w której bohaterka otrzymała w prezencie od taty gitarę po zmarłej rodzicielce. Instrument, jak to powiedział sam ojciec, miał wiele lat, ale gdy futerał się otworzył, gitara lśniła jak miliony monet i wyglądała na dopiero co wyniesioną ze sklepu. Ta scena mnie trochę zażenowała, już nie chodzi o stan gitary, ale że dopiero po skończeniu liceum Katie dostała ją od ojca. Już wcześniej grała na gitarze, równie dobrze to na niej mogła się uczyć grać, więc dlaczego dopiero teraz otrzymała taką pamiątkę po matce? Ach no tak, trzeba było dać taką ckliwą, sentymentalną scenkę, żeby pokazać, jak Katie kochała swoją mamę i po kim miała muzyczny talent. Idąc dalej w jeszcze większe absurdy, Katie jest bardzo pilnowana przez nadopiekuńczego ojca, co oczywiście ze względu na jej chorobę jest usprawiedliwione, ale bez problemu pozwala jej o 22 samotnie jechać na stację, by ta mogła pośpiewać i pograć na gitarze przechodniom. Oczywiście, żeby nie było, Katie zajmuje miejsce niedaleko kasy, gdzie za okienkiem przebywa miły Pan z wąsem, który jest jej cichym ochroniarzem, ale ja nadal uważam, że o tej porze to niezbyt bezpieczne miejsce dla nastolatki, która notabene, jak na zamkniętą od lat w domu, dobrze sobie radzi w morzu ludzi. Kolejna sprawa to jej śpiew, który wydał mi się bardzo sztuczny. Nie mogli nagrać śpiewu na żywo? Wyszłoby naturalnie i fajnie, a tak poczułam się kolejny raz oszukana.

No i Charlie. Kolejny absurd, czyli jak to jest, że Charlie mieszkający niedaleko Katie, nie wiedział o jej istnieniu? Z tego, co zrozumiałam, Katie była nazywana kiedyś wampirem, czyli była znana innym rówieśnikom od dziecka, o takiej osobie z tak rzadką chorobą łatwo się nie zapomina i sąsiedztwo na pewno by co nieco o niej mówiło i wiedziało. Rozumiem, gdyby w mieście było kilkanaście takich nastolatek jak Katie, ale była tylko ona... i Charlie mieszkając nieopodal, na pewno kojarzyłby ją z opowieści. A on kojarzył jej dom, a nie kojarzył, kto w nim mieszka? Poza tym, kolejny absurd. Miała przyjaciółkę Morgan (jedyna postać z filmu, która do mnie trafiła), trochę taka imprezowiczka, widać, że spoko dziewczyna. Katie wieczorami mogła wychodzić z domu, więc czemu u licha wcześniej Morgan jej nigdzie nie zabierała do większej ilości znajomych? Przecież, idąc za logiką filmu, nie miała objawów choroby, dobrze się czuła, dobrze wyglądała, wieczorami mogła sobie wychodzić, więc gdyby się uprzeć, wieczorami mogła prowadzić w miarę normalne życie. Dlaczego dopiero po skończeniu liceum to wszystko ruszyło... jakby wcześniej nie miała takiej możliwości... A miała. O ludzie. Jeszcze rozumiem, gdyby w to wszystko wchodziła stopniowo, z jakąś nieporadnością, z trudnościami funkcjonowania w nowych miejscach i okolicznościach, a ona bach zakłada sukienkę, maluje się i wyglądając, jak szkolna Diva, leci na swoją pierwszą w życiu imprezę.

Nie podobał mi się też główny bohater. Był ładny, ale nic poza tym. Jego postać też została spłycona. Oczywiście sportowiec, oczywiście dziewczyny na niego lecą, ale on już na nie nie za bardzo, bo po wypadku zrozumiał, że był zagubionym nastolatkiem i że chce od życia czegoś więcej. A to więcej to pływanie i stypendium, które utracił przez jazdę po pijaku, czytaj przez hulaszcze życie. Ogólnie zarys jego postaci nie brzmi jakoś źle, ale samo wykonanie jest już sztuczne i bez emocji. Poza tym chemia między bohaterami nie istnieje, są ładne sceny, uśmiechy, gesty, ale wszystko trąci plastikiem i brakuje tej ikry, jaka wytwarza się często między bohaterami w romansach. Tutaj tego nie było.

Uważam, że film zabiła sztuczność, mało realne przedstawienie choroby bohaterki, relacja bohaterów momentami trącała czymś fajnym, ale zaraz potem zalewał mnie lukier i mnie mdliło. Nie wierzyłam w ich uczucie, tak jak nie wierzyłam w chorobę bohaterki, gdyby tyle o niej nie rozmawiali, to bym nie pomyślała, że jest na cokolwiek chora. No i gra aktorska... oprócz Morgan, to drewno na opał :)

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 3
xxxfilmen

Lecz się człowieku :)

ocenił(a) film na 3
cherrybomb_90

To jak poszatkowałaś i wyodrębniłaś błędy, nieścisłości w filmie, potwierdza zasadę, że im bardziej po obejrzeniu filmu to robimy, tym większe luki warsztatowe ma przedstawiany obraz i co do większości jestem w stanie się zgodzić. Dla mnie momentem, kiedy film i gra aktorska zaczyna drastycznie obniżać loty, to scena kiedy jak gdyby nigdy nic dziewczyna jest zabierana na ostatnią wyprawę jachtem. Oczywiście rozumiem zamysł reżysera, jakoś musiał zakończyć historię, ale gra aktorska po tej scenie ojca i chłopaka, to już naprawdę uwierało. Jeśli jednak przymknie się oko na to wszystko, trzeba przyznać, że były fajnie pokazane niektóre momenty, emocje i nawet miło się oglądało zawiązywanie relacji między tym dwojgiem nastolatków i motyw wzajemnej troski o siebie. Za pierwszym razem, gdy obejrzymy, może i historia nie jedną osobę nawet wzruszy, jednak film jest tylko do obejrzenia na jeden raz.

użytkownik usunięty
cherrybomb_90

Jak miała tylko 17 lat, to w jakim wieku miała chodzić na te imprezy? W wieku 11 lat? Czy może 14?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones