Przykro mi to pisać,ale jako stary fan Allena mam prośbę "Panie Allen skończ pan już".Jak tak patrzę na dwie tworzące jeszcze legendy kina czyli Allena właśnie i Eastwooda,to w ostatnim czasie jest między nimi przepaść.Clint trzyma poziom,kręci dalej świetne filmy,natomiast Allen jaki jest każdy widzi - szkoda się rozmieniać na drobne.Ten film jest bez wątpienia jednym z najsałbszych w jego dorobku.Jako tako dotrwałem do końca seansu,ale ten obraz jest kompletnie wyprany z emocji,ogląda się to jak wydmuszkę,jak kolejną w twórczości tego reżysera pocztówkę z Nowego Yorku - tylko o kilka klas słabszą od jego innych filmów kręconych w tym mieście.Ze starego Allena została tylko dobra muzyczka i zdjęcia Nowego Yorku.Nie ma tu tego specyficznego humoru,nie ma błyskotliwych "Allenowskich" dialogów,za to jest paplanina często nic nie wnosząca i niesympatyczni zblazowani bohaterowie,których los jest widzowi kompletnie obojętny.Zapomniałbym dodać że na plus jeszcze ten małolat,odtwórca głównej roli,ale ogólnie minusy zdecydowanie górują tu nad plusami.