Największym mankamentem tego filmu, przynajmniej rzeczą, która mnie rozczarowała najbardziej, była postać Deana Moriaty'ego. Czytając książkę, malował mi się obraz osoby popadającej w manie, "płonącej", a całe to jego szaleństwo życia było niezwykle pociągające. Byłam ciekawa, jak ten szaleniec zostanie przedstawiony na dużym ekranie, spodziewałam się kreacji niczym Arthur Rimbaud w "Całkowitym Zaćmieniu" reż. A. Holland. Postać Deana natomiast okazała się nie być tak owładnięta życiem, jak sobie to wyobrażałam. Nie wiem czy można tu obwiniać aktora, ale nie na planie nie pokazywał abyt dużo pasji, co kosztowało postać Moriaty'ego utracenia jego intrygującego charakteru.