PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=195}

W pogoni za Amy

Chasing Amy
7,0 20 416
ocen
7,0 10 1 20416
7,4 11
ocen krytyków
W pogoni za Amy
powrót do forum filmu W pogoni za Amy

o filmie

ocenił(a) film na 10

Hmmm... przyznaję, że b. lubię takie filmy. Przesiąknięte atmosferą kontestacji, dekadentyzmu, degręgolady. Filmy o społeczeństwie w stanie totalnego rozkładu obyczajowego, pełne przejaskrawionych ekstremów opisujących współczesną kulturę masową - kulturę skrajnego eklektyzmu, relatywizmu i kiczu, kulturę obrazkową, kulturę, w której konwencja i schemat grają rolę bożyszcza, która z całego świata robi "komiksowo". Oglądam sobie takie obrazki z zachowaniem pełnego dystansu, z lekko ironicznym uśmieszkiem na twarzy, rozumiejąc, że reżyser też się dystansuje wobec opowiadanej historyjki, delektując się wyrafinowaną grą absurdu, który niepodzielnie panuje i nad formą i nad treścią filmu. Samą esecją klimatu, o którym mówię, są np. scenki z prototypami postaci z komiksów Holdena, gdzie pojawia się sam reżyser (zresztą to jego stary chwyt:-), jakby kpiąc sobie z granic między rzeczywistością a fikcją - z granic, które całkiem zatarła nasza pop-kultura. A poza tym w filmie Smitha podoba mi się kreacja Bena Affleca, a jeszcze bardziej jego kumpla, podoba mi się Alyssa, która choć drażliwa i obleśna, jednak b. pasuje do roli i jest niesamowicie sugestywna. Natomiast wcale nie podoba mi się konkluzja całości: "ważny jest człowiek, nie jego czyny". Zawsze mi się zdawało, że to właśnie czyny określają człowieka - to, kim jest, jaki jest. Moim zdaniem koncepcja człowieczeństwa, z której eliminuje się odpowiedzialność za własne czyny staje się niesamowicie konformistycznym i w gruncie rzeczy trywialnym półproduktem cywilizacji "społeczeństwa otwartego", gotowego uznać, że do bycia człowiekiem wystarcza samo zaspokajanie fizjologicznych potrzeb.

Paavoo_Lodz

Zapomniałeś tylko dodać, że "W MIŁOŚCI ważny jest człowiek, nie jego czyny". Oczywiście, teraz powinno paść pytanie 'czym wobec tego jest miłość?' Nie znam na to odpowiedzi, przynajmniej moja Cię nie zadowoli - wiadomo - każdy powienien sprecyzować swoją definicje (czy to takie łatwe [jak Twoja definicja człowieczeństwa i odpowiedzialności]? i czy jest jakiś sens definiowania miłości?). A film pokazuje miłość w rozumieniu reżysera - miłość wielką, wpaniałą jak tlen, bez którego nie da sie żyć, którą chciałoby się przekraczać wszelkie granice. Miłość, która jest ślepa na wszystko wokół, z wyjatkiem obiektu-wyroczni, bedącego nią obdarzanym. Niestety Smith pokazuje jak to wspaniałe uczucie rozbija się o skały, wpada na mur rzeczywistości roztrzaskujac się na drobne kawałeczki. Miłość w jego znaczeniu to nieskończona pogoń na 'drodze do zatracenia' bez możliwości powrotu.
Przywołane zdanie jako konkluzja całości troche nie pasuje do filmu (nie w zawartym przesłaniu tylko w samej formie) - stara sie go podsumować, ogarnąć ten uczuciowy galimatias co może drażnić. W mojej pamięci pozostaną przede wszystkim niezwykle barwne postacie, ich jezyk, element zaskoczenia i absurdu jaki na każdym kroku wywoluje usmiech nie pozbawiony refleksji.

W Polsce nie mógłby (jeszcze) powstać taki film - chyba nasze społeczeństwo nie jest gotowe na taką dawke wolności społeczno-obyczajowej. I właśnie ta wolność, będąca symbolem amerykańskim ukazana w barwnym elitarnym światku fanów i twórców komiksu, który nie jest (jak w powszechnej opinii) nabazgraniem kilku kresek i kolorów, a formą zabawy w demaskowaniu prawdy, wyszukiwaniu aluzji ukrytych w prostej wydawałoby się symbolice, wieczna 'gra pozorów' 'między słowami' - ta wolność w kontekscie bohaterów, ich historii i miejsca gdzie sie rozgrywa wywołuje przejmujący prawdziwy smutek pod koniec filmu.

Pozdrawiam

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones