Bardzo lubie filmy, w których akcja dzieje sie na okrętach podwodnych. Poza tym jestem ogromnym fanem Das Boota - nic więc dziwnego, że obiecywałem sobie po "W rękach wroga" baaardzo wiele. Temat ciekawy, fabuła intrygująca, wojna ukazana z przeciwnych stron. To będzie super film! - myślałem. Nic bardziej mylnego...
Fabuła to zbior takich nieprawdopodobieństw, że film należałoby raczej zaliczyć do fantasy. I nie chodzi tylko o kwestie techniczne. Motyw wspólpracy wrogów nie jest wcale głupi ale sposób w jaki go przedstawiono zakrawa o pomste do nieba.
Najbardziej mnie denerwuje nielogika w przedstawieniu bohaterów. Przede wszystkim Niemców. Najpierw wszystko jest ok - twardziele, nieufni wobec Amerykanów, traktujący ich z wrogością i lekceważeniem. Ale potem? W miare oglądania filmu miałem wrażenie, że zaraz załoga U Boota radośnie sie podda, pomacha gwiaździstym sztandarem i zaśpiewa "God Bless America". Najchętniej to by poczekali z utęsknieniem w przytulnym obozie jenieckim na koniec wojny.
Najbardziej rozwalająca jest końcówka. Spotkanie dowódców to jest jakaś parodia. Niemiec cieszy sie, że jego "przyjaciel" może radośnie żyć u boku żonki, żonka podziwia nowego "przyjaciela" męża, Niemiec cieszy sie że ocalił swoją załoge (a to że 3 U Booty poszły na dno to pewnie go też bardzo cieszy) i ma nadzieje na szybki koniec wojny i powrót do domu (czytaj:szybką klęske III Rzeszy), aż łezka w oku sie kręci że "przjaciele" nie mogą sobie dłoni uścisnąć przez to cholerne ogrodzenie.
No i to przedstawienie U Bootów i ich załóg. Porównajmy te 3 Ubooty. Kapitan U-429 to w gruncie rzeczy wporzo facet, przeżył dramat, stracił córke, nie jest nazistą, w jego kajucie wisi portret admirała Doenitza - widać że jak każdy prawdziwy marynarz uznaje zwierzchnictwo dowódcy floty, a nie jakiegoś Ponurego Adolfa. A taki U-821? Pierwsze co widzimy to kapitana na tle wielgachnej swastyki. Widać od razu, że to sadysta, nazista i żal go nam nie będzie. Dowódce U-1221 też przez chwile widać na tle godła Kriegsmarine ze swastyką - też naziol, do tego jakiś taki wredny, ponury i chce swoich ziomków zatopić. Nic tylko kibicować U-429...
W sumie to wszystkie niedorzeczności tego filmu mógłbym nawet wybaczyć. Za wyjątkiem jednego. Dowódca U-429 w krytycznym momencie zgadza sie storpedować atakujacego go U-Boota. U-1221 atakuje zdradziecki okręt - I SŁUSZNIE! Wojna to wojna a nie jakiś cyrk. A co robi oficer Cremer? Każe storpedować okręt wykonujący słuszny rozkaz. Więcej - każe zatopić niemiecki okręt tylko po to by ratować swój tyłek. I swojej załogi (zresztą załoga też chce posłać pobratymców jak najszybciej na dno). Dlaczego tak sie tym oburzam? Załogi niemieckich łodzi podwodnym były absolutną elitą marynarki III Rzeszy. Najlepsi z najlepszych, najtwardsi z najtwardszych (przynajmniej do czasu jak ludzi im nie brakowało). Poza tym tych ludzi łączyła ogromna więź - można powiedzieć że załogi U bootów to była jedna wielka rodzina. I jak widze gdy w amerykańskim filmie załoga U Boota z radością współpracuje z Amerykanami by wykończyć jeden ze swoich okretów tylko z tego powodu że chcą uratować życie, to mnie po prostu kurwica bierze. To jest jakaś parodia a nie film...
No to na koniec jakieś plusy. Dobrzy aktorzy - zwłaszcza Macy i Kretschmann grają całkiem przyzwoicie. Schweiger stara sie jak może, ale Jurgenem Prochnowem z Das Boota to on nie zostanie. No i rzecz niespotykana w filmie made in Hollywood - Niemcy mówią po niemiecku. Wielkie brawa bo to dosyć rzadko spotykane zjawisko.
Podsumowując. Polecam tylko miłośnikom tandety w stylu U-571 i Pearl Horbor. Dla miłośników ambitnego kina wojennego jak chociażby Das Boot czy Kompania Braci - omijajcie ten film z daleka!!!]
Pozdrawiam.
wlasnie mialem pisac jakim totalnym absurdem jest ten film, ale szkoda mojego czasu, pan wyzej juz wszystko swietnie wyjasnil.
w filmie brakowalo tylko sceny w ktorej ci nieszczesni niemcy oddawaliby honory na tle amerykanskiej flagi swemu wybawcy Nathan'owi Travers'owi (William H. Macy).
ja nie polecam nikomu.
To jest film a nie ścisły reportaż historyczny, w filmie dopuszcza się pewną fabułę, przynajmniej mi się tak wydaje. A tak na marginiesie to film jest bardzo dobry szybka ciekawa akcja, dialogi, bardzo dobrze pokazane okręty podwodne, i sceny ataków też bardzo dobrze choć znajduję tu kilka nieścisłości bomby głębinowe i torpedy wybuchają niecały metr od U-boota gdyby tak było naprawde ten okręt doznałby takich zniszczeń że w niedługim czasie znalazłby się na dnie, lecz w każdym filmie który oglądałem o okrętach podwodnych z II wojny światowej tak również się działo i w tym wypadku film bardzo dobry film Das boot nie jest tu wyjątkiem tak również jest w U-571. Wydaje mi się, że również nieścisłością jest stopień Travers`a, gdyż pierwszym oficerem na USS Swordfish jest Goodman a nie Travers. I równiż wątek torped "niewypałów" wydaje mi się bardzo mało prawdopodobny, przecież to decydowało o życiu załogi okrętu gdyby torpeda w początkowych scenach w ataku na krążownik(dziwnym trafem wyglądający jak niszczyciel) nie wybuchła to już Kriegsmarine miało by o jednego U-boota mniej. Lecz film i tak uważam za bardzo dobry ;)
Co do torped, to wiem, że Niemcy miewali z nimi problemy, ale chyba w 1943 mocno ograniczyli liczbe niewypałów.
Ja również chciałem napisać jaki absurdalny jest ten film. Z tego co wiem to podczas drugiej wojny światowej nie można było wykonywać ataków torpedowych z podwody tylko za pomocą samego szumo namiernika do celów podwodnych, chyba że za pomocą peryskopu ale tylko do celów nawodnych. Na pewno wszyscy fani i znawcy Das Boat (bo ja też jestem miłośnikiem tego filmu) wiedzą że U-96 czyli okręt z Das Boat nie strzelał torpedami bez wycelowania za pomocą peryskopu albo specjalnego celownika którym celował pierwszy oficer i podawał namiary do bosmana który nastawiał wyrzutnie torpedowe. Pan von_Rozik napisał wszystko za mnie i jestem mu bardzo wdzięczny że tak dokładnie wyczerpał powyższy temat!
To co napisał autor tematu - mimo, że juz dawno - to najfrafniejsze ujęcie tego filmu. Właściwie lepiej tego napisać nie można. Aczkolwiek film mozna obejrzeć.
W zasadzie większość Twoich przemyśleń pokrywa się z moimi. Niemal kompletny brak realizmu irytuje chyba najmocniej (przypomnę, że w czasie II wojny światowej stoczono zdaje się tylko jedną bitwę podwodną pomiędzy dwoma łodziami podwodnymi [popraw mnie ktoś, jeśli się mylę]). Nie raziłoby to tak mocno, gdyby kategoriami filmu pozostały ,,Dramat" oraz ,,Psychologiczny", a nie ,,Wojenny".