W skórze węża/film/W+sk%C3%B3rze+w%C4%99%C5%BCa-2006-3394422006
pressbook
O FILMIE
?W skórze węża? to francuski thriller - mroczny, brutalny, wciągający. Zrealizowany w konwencji filmu noir ?W skórze węża? wciąga dzięki dynamicznej, wartkiej akcji przypominającej takie tytuły jak ?Przylądek strachu? czy ?Fatalne zauroczenie?. Klimat filmu tworzą nastrojowe zdjęcia Jerome?a Roberta. Vincent Mandel jest w trakcie rozwodu. Walczy o prawo do opieki nad swoimi dziećmi. Sytuację życiową bohatera komplikuje dodatkowo pojawienie się Josepha Plendera. Vincenta i Josepha łączy długoletnia przyjaźń. Na pozór współczujący, Joseph okazuje się być bezlitosnym mordercą, który żyje żądzą zemsty. Od lat. Morderstwo, podejrzenia, szantaż? Krąg się zaciska, doprowadzając Vincenta na skraj piekła. Postanawia stanąć do walki. Czy stać go na to, by pokonać wroga jego własną bronią?
WYWIAD Z REŻYSEREM
W jaki sposób trafił pan na tę przerażającą i pasjonującą historię manipulacji? Wszystko zaczęło się angielskiego pisarza Teda Lewisa, autora powieści ?Plender?, adaptacją której jest ?W skórze węża? (?Le Serpent?). Z ciekawości przeczytałem jedną z jego pierwszych powieści ?Get Carter?, ponieważ została ona zekranizowana przez Mike'a Hodgesa z Michaelem Cainem w roli głównej. To tam odkryłem wyjątkowy, ponury i brutalny świat Lewisa. Ted Lewis zmarł dość młodo, bo w wieku 42 lat. Zdążył napisać jednak siedem bardzo dobrych powieści. Wśród nich jest ?Plender?. To historia człowieka, który dręczy drugiego, żeby się zemścić za zdarzenia z jego dzieciństwa. Ta książka zrobiła ma mnie bardzo duże wrażenie. Po części dlatego, że mówi o bliznach z dzieciństwa, a po części dlatego, że jest pewna przyjemność w oglądaniu, jak bohater jest torturowany. Czy dużo było pracy nad adaptacją? W ?Plenderze? dostaliśmy historię, która się wpisuje w taki niepokojący schemat narracyjny, jak w filmach typu ?Przylądek strachu?, ?Nieznajomi z pociągu1?, czy ?Fatalne zauroczenie?. Ktoś wkracza w życie drugiej osoby, by je zupełnie zmienić. Już książka zawierała dwa, czy trzy wspaniałe motywy filmowe, jak ten z kradzieżą trupa i wypadkiem. Na szczęście Lewis pozostawił kwestię złego bohatera otwartą, a dodatkowo ze scenarzystą Tran-Minh Namem postanowiliśmy podjąć wyzwanie kompletnej rehabilitacji głównego bohatera. W powieści Vincent jest postacią tchórzliwą, wręcz odpychającą! Na przykład zaraz po przespaniu się z Sofią próbuje pozbyć się jej ciała po tym, jak spada ona ze schodów. Nie mogliśmy tego tak zostawić. Chcieliśmy, żeby Vincent był postacią niewinną w sensie moralnym, tak żeby wkroczenie Plendera w jego życie miało sens. W tego typu filmach antagonista jest często wielkim manipulatorem i zwykle jest bardzo silny. Nasza praca w dużej mierze polegała na sprawieniu, by protagonista nie był zupełnie niszczony. Zakończenie było drugim dużym problemem, z którym musieliśmy się zmierzyć. Powieść kończy się samobójstwem Plendera. Dla potrzeb filmu chcieliśmy wymyślić punkt zwrotny, który byłby kulminacją cierpień bohatera po trzech czwartych czasu trwania filmu. W tym celu postanowiliśmy stworzyć strukturę filmu na zasadzie lustrzanego odbicia. Wszystkie cierpienia, jakie sprawia zły bohater dobremu, stają się jego udziałem w drugiej części filmu. Ale zajęło nam sporo czasu, by wpaść na koncepcję ?oko za oko, ząb za ząb?. Myślę, że udało nam się w finale sprawić, by bohater ? pokonując strach i znajdując sposób ? mógł ponownie stać się bohaterem. Jak wyglądała wasza praca? Doświadczenie, jakie wyniosłem z pracy nad moimi poprzednimi filmami ? do których czuję sentyment, ale których nie lubię ? skłaniało mnie do postrzegania scenariusza jako absolutnego punktu centralnego projektu. Więc gdy rozpoczęliśmy prace nad ?W skórze węża? postanowiliśmy pracować inaczej. Nie chcieliśmy rzucić się od razu do pisania, ale zaczęliśmy od opowiadania sobie historii od początku do końca, cały czas kwestionując poszczególne rozwiązania i nigdy nie zostawiając na później przeszkód, które się pojawiały. Unikaliśmy budowania historii wokół scen, które miałem w głowie. Główną zasadą było stałe zadawanie sobie pytań typu: ?O czym chcemy opowiedzieć??, ?O czym jest ta historia??, ?Jaka jest dynamika każdej sceny??. Zaczęliśmy z Namem rozmawiać o filmie i ? krok po kroku ? omawialiśmy go coraz bardziej szczegółowo, aż do momentu, gdy stwierdziliśmy, że wreszcie coś mamy. Pisanie poszło wtedy bardzo szybko. Daliśmy tekst do przeczytania paru osobom, które oceniły go krytycznie. Ponownie zaczęliśmy się zastanawiać nad strukturą filmu, biorąc pod uwagę elementy, które budziły zastrzeżenia. Od początku pracy nad projektem napisaliśmy z tuzin wersji, a każda poprawka miała na celu stworzenie filmu, który trzymałby widza w napięciu. W jaki sposób wpadł pan na pomysł stworzenia niezwykłego tandemu: Yvan Attal ? Clovis Cornillac? Od początku prac nad scenariuszem myślałem o Yvanie Attalu w roli Vincenta. Już od dłuższego czasu chciałem pracować z tym aktorem. Kiedy zgodził się zagrać w tym filmie znalazłem się w komfortowej sytuacji posiadania aktora, którego wyobrażałem sobie w tej roli od samego początku. Yvan był bardzo aktywny przy tym projekcie. To dzięki niemu poznałem Clovisa Cornillaca, który zrobił na mnie duże wrażenie swoją rolą w filmie Thomasa Vincenta Karnavala. Clovis okazał się być doskonałym aktorem do swojej roli. Zmienił się fizycznie, cały czas miał taki księżycowy wyraz twarzy, oczy przeźroczyste, prawie niewinne, w których dostrzegamy dziecko. Yvan i Clovis znali się od dłuższego czasu. Bardzo się cieszę, że zgodzili się pracować ze mną. A Pierre Richard? Do roli Gillesa Cendrasa szukałem aktora około sześćdziesiątki, który wyglądałby na adwokata, a dodatkowo wykazywałby się pewną wrażliwością. Kim jest Pierre Richard we francuskim kinie nie trzeba przypominać. To człowiek, który odcisnął piętno na wszystkich ludziach z mojej generacji. Pomysł, by to jego obsadzić w tej roli od razu wydał się oczywisty. Spotkałem się z nim pewnego ranka. Długie włosy, poczochrana broda. Rozmawialiśmy o postaci Gillesa Cendrasa i o scenariuszu. W pewnym momencie zwróciłem mu uwagę, że Cendras jest adwokatem, i że trzeba będzie ściąć włosy i ogolić brodę... Pierre wstał od stołu, przespacerował się po salonie i wrócił do mnie mówiąc: ?Nie mogę tego zrobić, noszę brodę od ponad dziesięciu lat, jeśli ją ogolę stanę się nagi!?. Ogolił się dwa, czy trzy dni później przed otrzymaniem swojego Cezara. Kiedy zobaczyłem go w telewizji, powiedziałem sobie: ?Dobra, Pierre robi film?. Myślę, że był zadowolony z możliwości zmiany wizerunku i zagrania adwokata. Praca z nim była naprawdę wspaniała. Zresztą wszyscy aktorzy bardzo się zaangażowali w ten projekt. Począwszy od Minny Haapkyli, która przyjechała z Finlandii, żeby zagrać żonę Vincenta, po Simon Abkarian, która gra jej adwokatkę, Olgę Kurylenko, Veronikę Vargę, Jeana Claude'a Bouillona, Geralda Laroche'a, Pierre'a Marzina... Mógłbym wymienić wszystkich. Czy zdjęcia były równie intensywne jak film? Nad przeniesieniem scenariusza na obraz pracowałem z Marie Eynard. Ustaliliśmy dwa rodzaje story-boardu. Jeden dla scen akcji, gdzie rysunki były precyzyjne, ponieważ w scenach tych to obraz ciągnie historię i tworzy napięcie. Drugi mniej szczegółowy dla scen z grą aktorską. Dzięki temu przygotowaniu przed rozpoczęciem zdjęć dokładnie wiedziałem, które sceny trzeba opowiedzieć wizualnie. W trakcie zdjęć Nam i Marie ? którzy z powodu swoich funkcji nie czuli na sobie takiej presji, jak inni ludzie zaangażowani w proces produkcji filmu ? pozostawali bardzo blisko filmu. Kontynuowaliśmy nasze dyskusje dotyczące narracji aż do końca montażu. Muzyka jest bardzo widoczna w filmie. W którym momencie została dodana? Prace nad muzyką zaczęliśmy wcześnie, już na etapie scenariuszowym. Punktem wyjścia były postaci: jedna struktura muzyczna dla Plendera, druga dla Vincenta. Problemem było stworzenie takiej muzyki, która by oddawała szaleństwo Plendera, który jest źródłem wszelkich nieszczęść, jakie spotykają Vincenta, gdy tylko wchodzi w jego życie. Szukaliśmy jakichś powtarzalnych dźwięków, motywu na fortepian, czegoś obsesyjnego, dziecięcego, co by rozbrzmiewało od początku filmu po ostatnią scenę walki na śmierć i życie. Kompozytor Renaud Barbier opracował na fortepianie motyw przewodni, wspomagany przez niepokojące dźwięki. Temat Vincenta jest bardziej klasyczny, melodyjny, służy podkreśleniu jego osamotnienia. Renaud chciał wykorzystać także instrumenty rzadziej używane, żeby uzyskać dźwięki trudno rozpoznawalne, bardziej niepokojące. Pracował na organach o surowej tonacji. Do tych starych, bardzo pięknych dźwięków, dorzucił hałas kowadła i dźwięki syntetyczne, które nadały muzyce takiego szczególnego wyrazu. Miałem to szczęście rozpoczynać zdjęcia do filmu z gotową muzyką w głowie. Znałem temat Vincenta i Plendera. Od strony muzycznej znałem cały świat, w którym się poruszaliśmy. Jest pan reżyserem, który łączy kino autorskie z kinem gatunku, a jednocześnie stoi pan obok kina francuskiego. Dlaczego? W 1990 roku wyreżyserowałem swój pierwszy film ?Le Brasier?. Film bardzo drogi, trudny. Miałem 30 lat i robiłem mnóstwo błędów. To zdeterminowało moją karierę filmową. Film był zupełną porażką, takie qui pro quo. To był ambitny film pełnometrażowy. Chciałem stworzyć wielki przebój, sagę o rodzinie polskich emigrantów, którzy przybyli w północne rejony Francji w latach 30-tych. Niestety z powodu różnych, czasem złożonych problemów nie poszło to tak, jak sobie zaplanowałem. Dziesięć lat czekał pan, żeby zabrać się za film ?Toreros?... ?Le Brasier? zabrał dużą część mojego życia, prawie 10 lat. Po porażce filmu trudno było mi nabrać chęci na robienie kolejnego. Nie chciałem po prostu zabrać się za następny film, chciałem mieć prawdziwą chęć na to. Miałem propozycje, ale nie miałem ochoty korzystać z nich. W okresie tym często chodziłem na corridę. Dzięki walkom byków ponownie nabrałem ochoty na filmowanie. Czułem się całkiem nieźle w tym otoczeniu, więc postanowiłem zrobić film traktujący o tym temacie. Tak powstał ?Toreros?, film trochę nietypowy, do którego czuję wielki sentyment. Pozytywną stroną przerwy pomiędzy ?Le Brasier?, a ?Toreros? było to, że w międzyczasie zupełnie zmienił się sposób, w jaki patrzę na swoją pracę. Te dwa tytuły zmieniły sposób, w jaki teraz pracuję na filmami. Zacząłem zadawać sobie pytania o funkcjonowanie tego wszystkiego, co jest dookoła projektu filmowego. Jeśli chodzi o ?W skórze węża?, to producenci bardzo wspierali ten projekt, choć znali moją przeszłość. Zawsze w trudnych momentach byli dla mnie podporą, co wyrzucało mnie ze ścieżki prowadzącej do porzucenia projektu.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.