Wspominałem już, za jak tani chwyt uważam dorabianie haseł marketingowych i żerowanie na sukcesie innych filmów. "Film twórców..." jest jednak niczym w porównaniu z praktyką sugerowania, że mamy do czynienia z kontynuacją innego wybitnego dzieła. O ile w przypadku takich filmów jak "Aliens vs. Avatars" może mieć to swój urok, o tyle w przypadku wysokobudżetowych hitów prosto z Hollywood jest to po prostu cios poniżej pasa. Winni są oczywiście przede wszystkim polscy tłumacze i dział marketingu. Dlaczego zatem dałem się nabrać i wybrałem się do kina? Dwa słowa: Bill Murray.
Więcej: http://slesz.blogspot.com/2013/03/weekend-z-krolem-2012.html