z cyklu: hey diddle diddle, the cat and the fiddle, the cow jumped over the moon..
werner mon amour, jako to krówsko narowiste, narwane i szalone, z powyrozkręcanymi różkami i nasprężynkowanymi kopytkami, rozpędza się i w nieznane skacze. ciągle i ciągle i ciągle. materializuje niemożliwe.
inaczej:
zielony marsjanin. o siedmiu oczach. ściska kinskiego. w szczęce. to nie marsjanin. to werner. marzyciel poprawny.
a teraz własnymi słowami:
werner, marzyciel poprawny. akordingując do wima wendersa - the real lone rider - a przynajmniej dopóty, dopóki ktoś go wreszcie we właściwe miejsce z tej wiatrówki nie celnie. studium przypadku.
werner the greatest, który: wcielając w życie archetyp ikara jednocześnie go przepoczwarza na wzór iście hollywoodzki - już to wyłączając słońce, już to zalepiając piórka nierozpuszczalnym woskiem. zmienia zakończenie. odrzuca katastrofę. dodaje piękny happy-end.
dodaje skrzydeł, a lepiąc skrzydła - uziemia i urealnia. jak w finale Of Walking In Ice - kapitalnych memuarach wernera zgłębiających sakramentalne aspekty chodzenia, które kończą się.. - spoilne se - ..lewitacją. przemianą pokracznej larwy w barwnego motyla. niebem nad berlinem.
it’s only the dreamers who move mountains - am i rację czy się nie mylę?
werner, marzyciel poprawny, wychodząc naprzeciw tej pięknej metafory, przenosi góry w sposób dosłowny.
niczym jego osobisty ikar fitzcaraldo, pchany tak zwaną odśrodkową siłą śmigła helikopteryczną najprawdopodobniej, daje przyzwolenie. pozwala, by marzyć.
wznieca wzlot wyzwolonej wyobraźni.