PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=702247}

Wesele Jenny

Jenny's Wedding
5,5 5 747
ocen
5,5 10 1 5747
Wesele Jenny
powrót do forum filmu Wesele Jenny

Polecam :) Fajny,spokojny film poruszający temat osób homoseksualnych :)

ocenił(a) film na 4
lukaszbro

gdzie to można obejrzeć z polskimi napisami?

kurczakariany

Nie ma jeszcze napisów polskich, ale po ang można sciągnąć poprzez torrent ze strony seventorrents czy cos takiego :)

lukaszbro

dodatkowo z napisami ang, takze mysle ze da rade obejrzec i zrozumiec :)

ocenił(a) film na 4
lukaszbro

dziękuję :)

kurczakariany

Jest już z lektorem.

lukaszbro

Świetne role Toma Wilkinsona i Lindy Emond. To oni wyrastają na głównych bohaterów tej opowieści. Bo w sumie najważniejszym tematem filmu są relacje homoseksualnych dzieci i tradycjonalistycznych rodziców.

ocenił(a) film na 7
ACCb

A mnie z kolei zachwyciła rola Heigl. Uwielbiam ją w takiej niekomediowej roli (wczoraj obejrzałam jeszcze "Jackie i Ryan", również polecam). Podobało mi się, że nie grała takiej stereotypowej lesbijki - męskiej, zadziornej, niechętnej facetom, a z drugiej strony nie była "zrobiona" na jakąś superlaskę, jak w komediach romantycznych, za którymi nie przepadam. Zgadzam się z głównym wątkiem, że film na spokojnie ukazuje tematykę osób homoseksualnych, a ściślej ich odbiór przez społeczeństwo, zwłaszcza, przez rodzinę. Film nie koniecznie porywający, ale tematyka jak najbardziej potrzebna i ukazana w fajny, mądry, wyważony sposób, nie nachalnie epatujący lesbijską miłością (nie, żebym ja osobiście miała coś przeciwko, ale niektórzy mają prawo mieć i takie kino będzie dla nich dobre, aby przybliżyć tematykę).

Lady_Lazaruss

Mam problem z Heigl, bo - mimo niekwestionowanej urody - jest trudna do zauważenia i zapamiętania. Ostatnio przypomniałam sobie kreację Grace Gummer i zastanawiałam się, kto w tym filmie grał główną rolę :-)
Natomiast zgadzam się, że pomysł obsadzenia pary biorącej ślub był znakomity, bo wbrew stereotypom, na plus też jest subtelny sposób pokazania ich związku.

ocenił(a) film na 7
ACCb

Hmm, wydaje mi się, że Heigl miała akurat w tym filmie grać oszczędnie i fajnie jej to wyszło :) Ale masz rację, nie jest to super wyrazista aktorka, ale akurat w tej kreacji mi się podobała.

ocenił(a) film na 8
Lady_Lazaruss

Moim zdaniem to rodzice i córka Meryl pobili Heigl i resztę.

ocenił(a) film na 7
Lady_Lazaruss

Zgadzam się z Tobą! Bardzo dobra rola Heigl :)))

Lady_Lazaruss

"Podobało mi się, że nie grała takiej stereotypowej lesbijki - męskiej, zadziornej, niechętnej facetom"
Primo nie mogłaby takiej zagrać, bo to rozsadziłoby scenariusz. Jaka "stereotypowa" lesbijka byłaby w stanie tak skutecznie całymi latami przed rodzina sie ukrywać?
Secundo-tak dalece uciekają w tym filmie od wszelkich stereotypów dotyczących lesbijek, że wyszła im para dwóch psiapsiółek, która cholera wie po co żeni się ze sobą, chyba tylko po to, by zaadoptować tego skądinąd przesłodkiego pudelka. x] A to już niestety "wina" obu Pań, które wcieliły się w postaci 2 dam zmierzających konsekwentnie do ołtarza.
Tertio- nie trzeba grać "stereotypowo" lesbijki, by być wiarygodnym. Obejrzyj Carol z Blanchett i Marą. Nikomu do głowy nie przyjdzie by którąkolwiek posądzić o homoseksualne preferencje ani też o to, że którakolwiek z nich chociażby w najmniejszym stopniu zbliżyła się do stereotypu les.
Podsumowując zarówno Heigl, jak i partnerująca jej aktorka(nazwiska nie znam i po tym co zobaczyłam odnośnie jej gry, raczej poznać nie chce) stworzyły tak "przezroczyste" kreacje, że z tego filmu nie będę pamiętać żadnej z nich. Będę pamiętać ojca, matkę i przed wszystkim siostrę. Ta ostatnia pobiła wszystkich. ;)
"Zielony trawnik" rządzi urastając do motywu przewodniego tego filmu.

ocenił(a) film na 7
Pat_Scorovitz

Właśnie o to mi chodziło, że podoba mi się taki scenariusz i to, jak miała zagrać. Oglądałam film, o którym wspominasz i nie podobał mi się, Blanchett była posągowa i nieprzystępna a Mara grała jakąś Sierotkę Marysię, zafascynowaną wielką damą. Typowy melodramacik., typu nieśmiertelna "Sabrina", współczesny Kopciuszek, tyle, że z lesbijkami.

Lady_Lazaruss

A my rozmawiamy o fabule czy o jakości odegranych ról?Przecież mówiłaś o stereotypach, a właściwie doceniłaś to, że owych stereotypowych lesbijek nie było. Dlatego też przytoczyłam przykład Carol, gdyż ciężko zarówno Marę jak i Blanchett o granie stereotypami posądzać. Przy czym dla mnie również Kate grała tak jakby dopiero co z cokołu zeszła, niemniej wierzę jej gdy mówi "I love You" do Mary i wierzę Rooney, choć tego nie mówi, bo nie musi, wyraża to całą sobą.Albowiem jeśli mówimy o czymś co potocznie nazywają chemią, to tę odegrały brawurowo. I bynajmniej nie obchodzi mnie czy to typowy czy nietypowy melodramacik. Film został zrealizowany na podstawie książki. Mnie w tym momencie obchodzi wiarygodne wcielenie się w role kobiety zakochanej w drugiej kobiecie. I tu mam problem zarówno z Heigl jak i z "tą drugą". Nie były wiarygodne za grosz i to do tego stopnia, że ich role zostały przyćmione przez aktorów grających w drugim planie, jak chociażby aktorkę wcielającą się w siostrę głównej bohaterki.
Podsumowując nie czepiam się fabuły tylko wiarygodności. Powiem bardziej dosadnie-takie lesbijki nie istnieją. Istnieją natomiast takie "psiapsiółeczki". I jako "psiapsiółeczka" Heigl odegrała swoją rolę poprawnie. Tylko na cholerę ten ślub z kumpelą? Tego do dnia dzisiejszego nie wiem... Jeśli taki był zamysł reżysera czy scenarzysty to moim zdaniem strzelili sobie w stopę, nie można kręcić filmów o gejach/lesbijkach wystawiając papierowe postaci tychże...

ocenił(a) film na 7
Pat_Scorovitz

Ja wcale nie uznaję omawianego filmu za arcydzieło. Dla mnie jest poprawny, miły, w przystępny sposób ukazujący problematykę homoseksualnych małżeństw i powolne dojrzewanie rodziny do wspólnej radości ze szczęścia swojego dziecka, jakąkolwiek, dziwną dla nich drogę by nie wybrało. Podoba mi się samo ujęcie tematu i tyle. Mnie tam mało co zgorszy, ale wielu ludzi tak i dlatego w tym filmie widzę pewien walor..edukacyjny. Może teraz mnie lepiej zrozumiesz. Natomiast filmowi "Carol" stawiałam wyższą poprzeczkę ze względu na reżysera, który mnie zauroczył swoim "Daleko od nieba" - tam problemy kobiet w Ameryce z połowy wieku XX były o wiele ciekawiej, dogłębniej i prawdziwiej przedstawione. Co do roli Heigl - to przeciętna, ale sympatyczna aktorka, jak dla mnie zagrała dobrze. Trudno duet Cate-Rooney porównywać, bo to inna epoka i wtedy być lesbijką to jedno a demonstrować to np. wyglądem, czy sposobem bycia, to drugie...zwłaszcza, że trzeba to sobie było najpierw dosadnie uświadomić a kobiety były tak stłamszone, że ze swą seksualnością, jak i jakimkolwiek wolnym wyborem miewały problemy...No i na koniec - nie możesz mieć pojęcia o wszystkich lesbijkach na świecie, więc nie mów, że "takie nigdzie nie istnieją" :P Rozumiem mniej więcej o co Ci chodzi, ale nie umiem przyznać Ci racji. Tak samo party heteroseksualne bywają zaprzyjaźnione do tego stopnia, że zachowują się po kumpelsku czy jak rodzeństwo bardziej...Związki bywają różne ;)

Lady_Lazaruss

Walor edukacyjny zacna rzecz, o ile nie odbywa się to kosztem wiarygodności. Ja się zawsze czepiam tej wiarygodności, bo dla mnie to absolutna podstawa.
Najbardziej mnie mierzi w tym filmie to, iż wpisuje się on w pewien trend, który od kilku lat się uwidocznił w światowym filmie(zwłaszcza w serialach). A mianowicie, wstawia się często na silę wątek homo do filmu będący nierzadko wątkiem pobocznym i obsadza w nim "hetero-kukły". "Hetero-kukłą" nazywam takie aktorki jak Heigl, czyli aktorki, które tak nieudolnie odgrywają swą role jakby w życiu obok lesbijki nie stały, albo na oczy żywej nie widziały. Jeżeli obsadzanie takich aktorek ma być sposobem na "oswajanie gawiedzi" z tym tematem to ja za taki zabieg dziękuję. Bardziej jestem skłonna uwierzyć, że wystawianie takich dziewczątek ma służyć wyłącznie rozpalaniu wyobraźni męskiej części publiczności, która zwykła mawiać cytując klasyka "Z gejami to dajmy sobie spokój, ale z lesbijkami... to chętnie bym popatrzył".
Carol to film na podstawie książki, najpierw należałoby ją przeczytać a dopiero potem rozwodzić się na temat właściwego bądź nie przedstawienia sytuacji kobiet w latach 50 ubiegłego wieku.
Zapewne nie mam pojęcia o wszystkich lesbijkach na świecie, ale mam pojęcie o safizmie w jego najpełniejszym spektrum od ultra kobiecych po ultra męskie z całą gamą przynależnych im zachowań i takie już mam ZBOCZENIE, że gdy widzę aktorkę obsadzoną w roli lesbijki właśnie to przyglądam jej się pod lupą w kontekście wiarygodności. W przypadku Heigl i jej koleżanki lupa była zbędna tak rażąco tych ról nie podźwignęły.
Zachowania kumpelskie nie mają nic do rzeczy. ;)

ocenił(a) film na 7
Pat_Scorovitz

To jest akurat bzdura, że należy przeczytać książkę. Omawiamy tu DZIEŁO FILMOWE i czy ma się do książki nijak, czy bardzo, to nie ma znaczenia, bo nie o książce tu mowa. I skąd pomysł, że jej autor(ka) ma wiedzę objawioną na temat epoki, w której obsadzi swych bohaterów? A czy dla kogoś odegranie lesbijki czy geja jest wiarygodne czy nie, to już jest kwestia subiektywna. W tym momencie sprowadzasz seksualność do zbioru jakiś typowych zachowań, tymczasem nie zawsze to aż tak determinuje czyjś sposób bycia, życia i tak dalej. Ludzie naprawdę mają różne osobowości, wchodzą w różnego typu związki, niezależnie hetero czy homo. Nie mów więc w sposób, jakbyś wiedziała na ten temat więcej, niż rozmówca, o którego zasobie wiedzy nic nie wiesz ;)

Lady_Lazaruss

To akurat bzdura nie jest, albowiem autorka ma, w tym wypadku, miała wiedzę na temat tamtej epoki znacznie większą od naszej, wszak w niej żyła. ;] Szkoda, że już umarła, mogłabyś ją wyedukować na temat stosunków społecznych panujących w latach 50. x]
Mnie jednak odnośnie Carol tło historyczne, czy status kobiet w owych czasach, przynajmniej w tej rozmowie nie obchodzi.
Ja skupiłam się na relacji i na wiarygodności. Kwestia wiarygodności to kwestia subiektywna? Tylko do pewnego stopnia. Biorąc chociażby pod uwagę fakt, że o Blanchett i o Marze głośno po tych rolach, a jedna z nich dostała nawet Złotą Palmę za tę kreację. Podczas gdy trudno szukać wyróżnień dla Heigl. Ja jej dałabym Złotą Malinę. x]
Marę za rolę w Carol to obstawiam generalnie do Oscara, bo mnie wręcz zaszokowała tym jak świetnie w tę postać się wcieliła. Po Blanchett wiedziałam z góry czego się spodziewać, ona po prostu nie schodzi poniżej pewnego poziomu, zaś Mara to totalne zaskoczenie. Życzyłabym sobie żeby duet Mara/Blanchett stał się kanonem w kreowaniu relacji les na ekranie, niezależnie od tego, czy będzie to melodramat, komedia romantyczna czy kryminał. I bynajmniej nie sprowadzam seksualności do zbioru typowych zachowań. Gdyby tak było nie rozpływałabym się nad kreacjami w Carol, bo w żadnej sekundzie nie są typowe, za to są błyskotliwe, wiarygodne, urzekające...A ten wykład na temat różnorodności ludzkich osobowości i związków, naprawdę jest zbędny, bo ja cały czas mówię o czymś zupełnie innym. Ale skończmy z tym, do porozumienia nie dojdziemy. Pozdro. ;)

ocenił(a) film na 7
Pat_Scorovitz

Jak mówiłam, książki nie czytałam i nic na jej temat wiedzieć nie muszę. Czepiam się słówek, bo idąc Twoim tokiem książka to jakaś wyrocznia do filmu. Ja akurat pod filmem "Carol" wpisałam na forum "plus za oddanie realiów epoki i kostiumy", także pouczać mnie nie musisz, bo nigdzie nie napisałam, że wg. mnie te realia oddane nie są, tylko, że w filmie "Daleko od nieba" jest to głębiej i bardziej wielowymiarowo pokazane...
Poza tym, wciąż nie rozumiesz, o co mi chodzi, mówiąc kolokwialnie...Czemu Heigl miałaby dostać jakiekolwiek wyróżnienie? To typowy amerykański film romantyczny, jakich wiele. Amerykańskie kino w taki właśnie, lekko sztuczny, lekko ugładzony sposób przedstawia relacje międzyludzkie. Ja jestem fanką kina europejskiego, tam (na innych forach) możemy sobie porozmawiać o wiarygodności...Decydując się na prosty, lekki amerykański film, prawie że familijny, tyle, że z bardziej "kontrowersyjnymi" bohaterkami, nie spodziewam się wielkiej wiarygodności, tylko przyjemnego, niewymagającego seansu...Nie znoszę, gdy ktoś na siłę stawia mnie w roli obrończyni czegoś, czego ja wcale nie wychwalam. Mówię tylko, że amerykańskie kino tak właśnie zazwyczaj przedstawia relacje międzyludzkie i w tym są "poprawni politycznie", bo podobnie przedstawiają heteronormatywne związki. Mnie się to podoba, że właśnie film ewidentnie nie jest robiony pod środowisko LGBT. Bez sztucznego pokazywania, jakie inne, wyjątkowe itd. są mniejszości seksualne, bo tak wcale nie musi być. Dla mnie właśnie to jest w ich pojęciu fair i ja tę sprawiedliwość doceniam. A co do wcześniejszej uwagi o gustach panów - no właśnie niekoniecznie, Heigl, jak na nią, jest tu wyjątkowo mało seksowna, raczej taka szara myszka...
Porównywanie filmów jest w sumie bezcelowe, jeden film jest jaki jest i niczego nie udaje - prosty i nieszczególnie skomplikowany a drugi pretenduje do arcydzieła, co się niestety moim zdaniem nie udało. Ja biorę poprawkę na to, z jakim zamiarem dany film w ogóle powstaje, jaki jest wcześniejszy dorobek reżysera i tak dalej. Wtedy wiem mniej więcej,czego się spodziewać i stosownie to oceniam. Nie będę porównywała filmów Godarda do współczesnej komedii romantycznej z Tautou, tylko dlatego, że rzecz dzieje się we Francji i jest dajmy na to o niezależnej kobiecie i jej perypetiach w dużym mieście :P

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones