Druga połowa What goes up była w klimacie tych 40 minut. Nie wiem czy twórcy chcieli coś nam przekazać, czy sprawić abyśmy szukali tego przesłania, którego tak na prawdę nie ma. A jeśli jest i ktoś je widzi to proszę powiedz mi co to było. Czy jest coś fajnego? Jak dla mnie rozmowa Tess i Campbella. Ale ogólnie nie warto. Chyba że ciekawość cię zżera. Ale jeśli masz inne rzeczy do roboty to polecam te rzeczy.
Jak dla mnie film, mimo że o niczym, nie był zły. Jak dla mnie Olivia Thirlbly zagrała tu większą rolę niż Hilary Duff. HD nie była tu irytująca. Wręcz przeciwnie. Postać Lucy bardzo mi się spodobała.
Za dużo wątków pobocznych. Mogli by skrócić półgodziny i wyciąć niepotrzebne sceny. Mo co ta nauczycielka ukradła te spodnie właściwie? Hmm. Szczerze to mnie to niezbyt obchodzi. I po co pytam?
Ten film to był o bohaterstwie? Tylko jakoś nie umiem powiązać samobójstwa Angeli i tego nauczyciela.

Dzięki :)

Tak myślałam, że to jakieś przysłowiowe "flaki z olejem" :P
Nie pamiętam już kiedy ostatni raz nie dotrwałam do końca jakiegoś filmu, nawet jak był gniot zawsze znalazł się wątek który mnie przetrzymała do końca.

Cóż ,mimo że chyba ten film był o niczym konkretnym to i tak ogląda się go całkiem w porządku.Jedyna rzecz której nie wiem i chyba nikt tego nie wie to wspólny mianownik Campbela Sama i Angeli ...Niby Cambpell miał się zwierzyć Tess ale ta nie chciała go wysłuchać ...Szkoda że nie wyszło z tego nic ambitnego gdyż predyspozycje ten film miał ,niestety ,dam 6/10 gdyż przyjemnie się wszystko oglądało a scena z gołym tyłkiem Peggy niezapomniana:P...

Tez obejrzalam z pol godziny i stwierdzilam , ze moge czas przeznaczyc na cos co mnie wciagnie
i znalazlam . Zajrzalam tu aby stwierdzic , czy czegos wartosciowego nie ominelam ale widze , ze nie :-)