Tytułowa cioteczka Roo to zamożna, owdowiała kobieta, której życie upływa w cieniu tragicznej śmierci córki. Co roku organizuje ona w swej posiadłości gwiazdkowe przyjęcie dla dzieci z pobliskiego sierocińca. Podczas jednego z takich wigilijnych spotkań, starsza dama wypatruje w grupie dzieci małą Katy, która do złudzenia przypomina jej zmarłą pociechę...
Wyprodukowane przez AIP "Whoever Slew Auntie Roo?" można określić jako przewrotną trawestację baśni o Jasiu i Małgosi. Przez większość czasu mamy tutaj do czynienia z klimatem rodem z prozy Dickensa, dopiero w drugiej połowie, za sprawą dziecięcej wyobraźni, cała rzecz nabiera upiornego wydźwięku. Wprowadzenie jest nieco przydługie, ale późniejszy zwrot akcji potrafi wiele wynagrodzić osobom, które lubią kiedy się z nimi w inteligentny sposób pogrywa. W zasadzie cały film opiera się na finałowej konstatacji, ale jest ona na tyle przebiegła, że warto poświęcić te półtorej godziny na seans. A w roli tytułowej mamy Shelley Winters z czasów, gdy lata świetności jej kariery były już tylko wspomnieniem.