Bo jak pisać o filmie, który sam mnie uprzedził wcześniej, by nie opowiadać o nim znajomym, by nie psuć im przyjemności z oglądania go? Postaram się więc pisać możliwie najbardziej abstrahując od fabuły i jej składni. To pozwoli czytającemu, który jeszcze filmu nie widział, dać się zaskoczyć na koniec...
To trzeba przyznać – końcówka to POTĘGA. Po prostu. I tu trzeba zaznaczyć – za końcówkę uważam całość od przyjazdu fotografa. Wszelkie następstwa już tylko potęgują, to co było wcześniej. Tak, dałem się ponieść skokowemu i drobiazgowemu budowaniu napięcia, które swe apogeum osiągnęło w genialnym „wychyleniu się” – serce skacze do gardła i już.
Jednak przez dwa elementy nie mogłem się dobrze bawić na tym filmie. Bo o ile złuszczanie tajemnicy było świetnym doświadczeniem, to o tyle gra aktorska pani Véry Clouzot była tym, co sprowadza widza na ziemię, a dla pewności zalewa 3 tonami betonu. Napisać, że ona grac nie potrafi, to jakby powiedzieć że ten beton utrudnia oddychanie. Patrząc na tę matronę przypominają się czasy kina niemego, gdy to panie w celu ukazania rozpaczy machały rękami i patrzyły w tajemniczy punkt na suficie, kręcąc przy tym głową i wykrzywiając słodkie usteczka w nieszczęśliwego emotikona.
W ogóle miałem wrażenie, jakby operator chciał powrócić jej monologami do tamtych zamierzchłych czasów – na potrzeby tych scen przerywano znakomite mastershoty, byle tylko postawić ją w centrum ujęcia, samotną, machającą tymi rękami i głoszącą swoje kwestie.
No i jej zachowanie mimo wszystko doprowadzało mnie do furii. W kluczowym momencie, gdy Nicole prosi ją o pomoc, ona idzie do drugiego pokoju i się wykręca. Równie dobrze mogła powiedzieć że ma migrenę. A najlepiej zacząć płakać „Nicole, ja nie chcem!!”, wyszłoby na to samo.
A drugi element? Niedokończone zakończenie. Gdy nastąpiła kulminacyjna scena, było już tylko pojedyncze ujęcie i koniec filmu. Może to przez ciągłe porównywanie „Widma” do „Psychozy”, ale jednak liczyłem na podobne, drobiazgowe, wyjaśnienie całej sprawy. Bez względu na przyczynę, to był zawód.
A film mimo wszystko warto obejrzeć. Dla jednego z najlepszych zakończeń w historii. Ale nie tylko.
6/10
Nie wiem co dokładnie masz na myśli pisząc o najlepszym zakończeniu, ale jeśli chodzi o rozwiązanie zagadki to była oba przewidywalna od samego już początku, i w dodatku niesamowicie sztampowa. Przez cały czas oglądania tylko modliłem się by nie okazało się tak jak myślę, a tu jeb...