Polski tytuł "Wielkie nic" jest niezwykle adekwatny do tego filmu. Zdaje się, że miała być to swoistego rodzaju czarna komedia w stylu "Głupiego i głupszego" z niespodziewanym zwrotem rodem z "Cube". Jednak dwaj główni bohaterowie są tak całkowicie głupi i pechowi, że naprawdę trudno się z nich śmiać. Tyle nieszczęść spada na nich, cały świat zdaje się na nich uwziął, a reżyser oczekuje jeszcze, że widz będzie się z tego śmiał. Dla mnie było to mało zabawne, a do głównych bohaterów czułem jedynie litość.
A potem, kiedy pojawiają się w białej, tranpoliniastej nicości reżyser odsłania nam swój czarny humor, który przy innych bohaterach może i by mi się podobał. Jednak przy tych dwóch sprawiał wrażenie raczej niesmacznych. To powiedziawszy muszę przyznać, że sceny ze znikającymi ciałami i główkami były nawet zabawne. Jednak jako całość, jako wyraźna parodia "Cube", film niestety zupełnie nie podpadł pod mój gust.
Ja chętnie bym obejrzał ten film. Znajomy z innej grupy dyskusyjnej chwalił go nawet, a ma dosyć ostry gust. Także... sam muszę się chyba przekonać, jak pojawi się na horyzoncie. Generalnie podoba mi się stylistyka filmów Natali - czuć w niech lekką kalustrofobię, ciekawe ujęcia pomieszczeń, zbliżenia. Chyba jednak za mało ten reżyser ma wyczucia... 'Cube' mu się udał, ale już 'Cypher' zgrzytał.
co ja moge powiedziec...mi sie podobało...bardziej dziwacznej komedii dawno nie widzialem;)
Na pewno miała to być groteska. Przejaskrawione do granic umysły osób wycofanych, którym do szczęścia potrzeba jakiegoś antyświata.
Fabuła ma sens, przesłanie i jest ono czytelne, ale film oglądało mi się dość kiepsko. Jak zresztą inne groteski - "Sanatorium pod klepsydrą", czy "Brazil". Ja je traktuję jako filmy wartościowe, ale raczej nie nadające się do oglądania. Chociaż "Brazil" swym surrealizmem i historią urzeka znacznie bardziej niż ta historia.