Aczkolwiek bliżej końca filmu autorzy znajdują jakiś sposób by okazało się, że ten najgroźniej wyglądający pocisk wystrzelony z Morza Beringa - to jednak nie wina Ruskich lecz jakichś dżihadystów. Mówiąc szczerze, to rozwiązanie fabularne podobało mi się mniej niż reszta filmu. Ono było godne któregoś ze słabszych Bondów. Tam też czasami się okazywało, że najbardziej zbrodniczy Rusek to nie generał Gogol (niby Sowieta-KGB-owiec ale rozsądny) lecz jakiś niesubordynowany pułkownik Puszkin (Sowieta ex-KGB-owiec kompletnie szalony).

Cześć, jasne, masz rację, ale przecież cała fabuła opiera się na tym, że ruSScy oddali swój okręt w posiadanie terrorystom. Z tego wynika, że nie potrafią zapanować nad swoim arsenałem, również tym nuklearnym, a różni szaleńcy, dyktatorzy, kacyki, regularnie przeczesują ich magazyny niczym super market. To są niepoważni, niezrównoważeni ludzie, którzy dysponują bardzo niebezpieczną bronią, której nawet nie potrafią kontrolować. W necie jest film jak grupa porywaczy z Afryki, daje małpie karabin maszynowy dla zabawy. Nie przewidzieli, że szympans wciśnie spust. Widzę bardzo dużo podobieństw do współczesnej roSSji. Odnośnie ocieplania wizerunku ZSRR w Bondach, to nie bardzo mi się to podobało. Już wtedy można było zauważyć naiwność zachodu. Miłej niedzieli. Pozdro.