Nie mam pretensji do twórców za to że literalnie nie trzymali się powieści. Wszak w wersji klasycznej było podobnie. Główna idea pokojowego współistnienia plemion została napoczęta. Pojawiła się nadzieja na dołączenie do niej części białych osadników. A wspaniały Winnetou mimo swojej śmierci znów odżył dla następnego pokolenia.
"...Literalnie nie trzymali się powieści"?? - już chyba nie dałoby się zrobić gorszego filmu o Winnetou. Poza samą nazwą produkcja ta nie ma nic wspólnego z literackim pierwowzorem, jak również z realiami Dzikiego Zachodu. Tego filmu nie da się po prostu oglądać.
Przypomnij sobie jakim gniotem był Winnetou i Old Firehand. Ale wtedy i tak nam się podobał. Pierre Brice był oczywiście jakby bliżej widza, bardziej "godnym zaufania", kimś z kim chciałoby się pobyć. Ten nowy Winnetou nie pozwolił sobie na taką otwartość, zachował w sobie coś pierwotnego. To też moim zdaniem można docenić. Czy wtedy dla nas liczyły się "realia historyczne"?'Raczej nie. Tylko przygoda itd. Mam nadzieję, że jednak po czasie trochę sympatii dla nowego Wodza okażesz. Pozdrawiam.