PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=724694}
7,8 159 565
ocen
7,8 10 1 159565
7,1 39
ocen krytyków
Wołyń
powrót do forum filmu Wołyń

Dokonując oceny filmu "Wołyń" musimy zdać sobie sprawę z tego, jak trudne i odpowiedzialne zadanie stanęło przed jego twórcami. Przede wszystkim miał to być nie tylko pierwszy w światowej kinematografii film ukazujący masową zbrodnię dokonaną przez ukraińskich nacjonalistów na tym obszarze, ale w ogóle pierwszy polski film przybliżający szerokiej widowni specyfikę życia, jakie wiodła ludność Wołynia w latach 1939-1945.

Nie można było więc ograniczyć się do ukazania samej rzezi z lipca i sierpnia 1943 roku. Te najbardziej dramatyczne wydarzenia musiały zostać poprzedzone wstępem, który w skrótowej formie wyjaśniłby sytuację społeczno-polityczną i panujące tam ówcześnie nastroje.

Potrzebny był ogólny pomysł narracyjny, na bazie którego można by skonstruować scenariusz atrakcyjnego filmu fabularnego, niosącego przekaz czytelny dla współczesnego odbiorcy.

Pojawiły się więc pytania : jak pokazać w jednym filmie fakt zamordowania stu tysięcy ludzi, przez innych ludzi, którzy do niedawna żyli ze swymi ofiarami w sąsiedzkiej komitywie?, jak pokazać całą grozę tego faktu, przy zachowaniu jednak właściwej dla kina fabularnego formy opowieści, która, jak każda dobra opowieść ma zarówno wstęp, rozwinięcie i zakończenie, jak i konkretnych bohaterów, dążących do określonych celów i napotykających na swej drodze rozmaite przeszkody i perypetie?

Zbiór opowiadań Stanisława Srokowskiego zatytułowany "Nienawiść" stanowił z pewnością dużą pomoc dla Smarzowskiego podczas pisania scenariusza, ale jednak w celu skonstruowania zwartej, jednorodnej opowieści filmowej, należało dokonać selekcji materiału literackiego i z wybranych elementów stworzyć nową całość, oddziałującą za pomocą środków typowo wizualnych.

Smarzowski uznał, że opowieść o wołyńskim dramacie wymaga postaci centralnej, spełniającej funkcję przewodnika, postaci, która ukaże widzowi bogatą paletę emocjonalną, wyzwoli w nim maksymalne uczucie empatii a jednocześnie przeprowadzi go przez kolejne "stacje drogi krzyżowej".

Przyjęcie takiej koncepcji przy konstruowaniu scenariusza miało jednak zarówno dobre, jak i złe strony. Oglądając przebieg wydarzeń oczami konkretnej postaci, widz ma szansę poczuć się ich uczestnikiem i poprzez utożsamienie przeżyć jakiś ułamek rzeczywistego horroru, jaki był udziałem ludzi żyjących całymi miesiącami w nieustannym strachu przed straszną, męczeńską śmiercią. To niewątpliwie wielka zaleta takiej strategii artystycznej. Z drugiej jednak strony, taka koncepcja narracyjna ogranicza percepcję świata przedstawionego w filmie do zakresu odpowiadającego jedynie świadomości postaci, która nam ten świat prezentuje.

W "Wołyniu" naszą przewodniczką jest prosta wiejska dziewczyna, która wie tylko tyle, że Ukraińcy, będący do niedawna jej dobrymi sąsiadami, chcą ją teraz okrutnie zamordować wyłącznie z racji jej polskiej narodowości. Negatywną konsekwencją takiego rozwiązania narracyjnego jest więc to, że świadomość widzów po seansie niewiele różni się od świadomości, jaką na temat krwawych wydarzeń na Wołyniu, mogła mieć w latach czterdziestych ubiegłego wieku przeciętna chłopka z tamtych okolic.

Być może pełniejszy, bardziej obiektywny i bardziej zbliżony do dzisiejszej wiedzy historycznej obraz tych wydarzeń uzyskalibyśmy, gdyby Smarzowski obrał koncepcję zbliżoną do tej, którą w swych filmach stosuje meksykański reżyser Alejandro González Iñárritu? Może poprzez ukazanie kilku przeplatających się, symultanicznie prowadzonych wątków narracyjnych, zawierających relację kilku naocznych świadków, udałoby się zbliżyć do prawdy w stopniu znacznie większym?

Moim zdaniem właśnie tym tropem powinien podążyć Smarzowski. Polski reżyser zdecydował się jednak na pokazanie rzezi wołyńskiej z perspektywy młodziutkiej Zosi Głowackiej, biorąc pewnie za wzór arcydzieło Elema Klimowa "Idź i patrz", w którym to filmie przewodnikiem po ogarniętej szaleństwem wojny Białorusi był szesnastoletni Flora.

Twórca "Wołynia" nie wziął jednak pod uwagę istotnego faktu, że historie pokazane w obu tych filmach, niewiele mają ze sobą wspólnego, poza tym, że ich kulminacyjne momenty miały miejsce w roku 1943 i że w obu w roli czarnych charakterów pojawiają się ukraińscy nacjonaliści.

Film Klimowa miał za zadanie przedstawić potworność wojny w sensie uniwersalnym, miał boleśnie skonfrontować widza ze złem zrodzonym w ludziach pod wpływem demona zwanego wojną. Ukazanie wstrząsającej sceny pacyfikacji białoruskiej wioski Pierachody (słusznie lub niesłusznie kojarzonej z Chatyniem) miało stanowić jedynie przykład tego bestialstwa. W "Idź i patrz" role katów i ofiar są oczywiste, jednoznacznie określone, gdyż opowieść Klimowa wpisuje się przecież w nurt radzieckich filmów wojennych opisujących narodową martyrologię towarzyszącą Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.

W przypadku "Wołynia" sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Ukazanie procesu rozprzestrzeniania się ukraińskiego nacjonalizmu na terenie Wołynia i Galicji Wschodniej, prowadzącego w konsekwencji do szczegółowo zaplanowanej antypolskiej akcji ludobójczej, jest nie do pogodzenia z zastosowaną przez Smarzowskiego koncepcją subiektywnej narracji prowadzonej z perspektywy prostej dziewczyny.

I w tym właśnie miejscu pojawia się mój zasadniczy zarzut dotyczący "Wołynia". Decydując się na subiektywizację narracji, polski reżyser nadał swej opowieści bardzo emocjonalny charakter, ale odbyło się to niestety kosztem przekazu merytorycznego. Zamiast opowieści o przebiegu jednej z najbardziej bezwzględnych europejskich czystek etnicznych, otrzymujemy horror wojenny o polskich chłopach drżących ze strachu przed chłopami ukraińskimi, którzy, uzbrojeni w siekiery, napadają na nich pod osłoną nocy.

W filmie zdecydowanie zabrakło scen ukazujących, że mordowanie Polaków na Wołyniu było akcją zaplanowaną dużo wcześniej na szczeblu politycznym ( już w dniach 17-23 lutego 1943 roku odbyła się pierwsza konferencja kierownictwa OUN, na której ją zaplanowano), szczegółowo opracowaną od strony militarnej i logistycznej, w którą aktywnie zaangażowało się też chłopstwo ukraińskie.

Wystarczyło pokazać krótką scenę z zebrania przywódców OUN, na którym zapadła decyzja o likwidacji polskiej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat, a następnie scenę przedstawiającą spotkanie Dmytro Klaczkiwskiego ("Kłyma Sawura") ze swym podwładnym Jurijem Stelmaszczukiem, na którym "Kłym" samowolnie zmienia postanowienia naczelnego dowództwa i wydaje rozkaz o "bezwzględnej, powszechnej, fizycznej likwidacji elementu polskiego" na wybranym terenie.

Można było pokazać, że przywódcy ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego wcale nie byli zwykłymi pastuchami pasącymi krowy na polach. Wielu z nich miało średnie lub wyższe wykształcenie. Dmytro Klaczkiwski studiował prawo na Uniwersytecie Lwowskim a Roman Szuchewycz ukończył Politechnikę Lwowską. Obaj odbyli służbę wojskową w Wojsku Polskim.

W filmie Smarzowskiego widzimy tylko 20-30 osobową grupę wiejskich krzykaczy, którzy spotykają się nocami na leśnej polanie, by przy świetle ogniska podsycać w sobie rodzącą się świadomość narodową. Swym wyglądem przypominają trochę członków ukraińskiej bandy, pokazanej w filmie "Ogniomistrz Kaleń" Ewy i Czesława Petelskich. Pamiętajmy jednak, że banderowcy inaczej wyglądali w roku 1946 w Bieszczadach, gdy ukrywali się po lasach jak zwierzyna łowna przed ścigającymi ich regularnymi oddziałami Ludowego Wojska Polskiego, a inaczej w roku 1943 na Wołyniu, gdy działali jawnie i gdy pozowali na bojowników armii narodowowyzwoleńczej. Zachowało się wiele fotografii z tego początkowego okresu, na których upowcy pozują dumnie, prężąc się w starannie wyprasowanych i zapiętych pod szyję mundurach.

W "Wołyniu" zdecydowanie zabrakło mi scen przedstawiających zagładę jednej z polskich kolonii, jaka miała miejsce w dniu 11 lipca 1943 (tzw. krwawa niedziela). Wyraźne pokazanie w filmie tego kulminacyjnego momentu rzezi było niezmiernie ważne. Gdyby przebieg tego ataku przedstawić zgodnie z obecną wiedzą historyczną, widzowie nie mieliby żadnych wątpliwości, że doszło tam do planowej akcji o charakterze ludobójczym.

Każda z 99 osad polskich, które zostały w dniu 11 lipca objęte skoordynowanym atakiem oddziałów UPA, została spacyfikowana w bardzo podobny i dokładnie przemyślany sposób. Najpierw każdą wieś otaczano ze wszystkich stron, by uniemożliwić mieszkańcom ucieczkę, następnie dochodziło do ataku bojowników UPA uzbrojonych w broń palną, którzy likwidowali broniących się mężczyzn, później nadchodzili cywilni OUN-owcy z siekierami i nożami dokonujący rzezi wszystkich pozostałych przy życiu, a jeszcze później wkraczali do akcji zwykli chłopi ukraińscy, dokonując rabunku pozostawionego mienia. Mordowanie i kradzieże trwały od godziny trzeciej nad ranem do późnego popołudnia. Na koniec podpalano splądrowane domostwa.

Wiem, że zrealizowanie takich scen z niezbędnym rozmachem byłoby bardzo kosztowne, ale tylko w taki sposób można by ukazać rzeczywisty układ sił pomiędzy stronami konfliktu i właściwe proporcje. Za każdym razem oprawcy mieli zdecydowaną przewagę liczebną. Mieszkańcy polskich osad nie mieli żadnych szans na ocalenie.

Zamiast tego Smarzowski pokazuje nam nocne napady dokonywane przez niewielkie grupki ukraińskich zbirów, które następnie kontruje analogicznymi atakami odwetowymi polskich band, dokonujących równie okrutnych czynów. Taki sposób ukazania przebiegu wydarzeń niebezpiecznie zbliża przekaz merytoryczny filmu do narracji typowej dla historyków ukraińskich, pragnących wykazać, że wydarzenia na Wołyniu w roku 1943 miały charakter wojny domowej, w której obie strony ponosiły równie dotkliwe straty.

Zamiast kręcić bardzo kosztowną i całkowicie zbędną scenę jednej z bitew kampanii wrześniowej, z udziałem samolotów i czołgów, której celem było zapewne ukazanie jak to bratersko Polak i Ukrainiec walczyli z niemieckim najeźdźcą ramię w ramię w jednym oddziale, należało zrealizować długą, wstrząsającą scenę ukraińskiego ataku na osadę polską z 11 lipca 1943 roku, którą wszyscy widzowie zapamiętaliby do końca życia, tak jak zapamiętali scenę spalenia żywcem mieszkańców Pierachodów w filmie Klimowa.

Filmów wojennych, zrealizowanych zazwyczaj z dużym rozmachem, nigdy nie zapamiętujemy w całości, bo zbyt wiele się w nich dzieje, by nasz umysł odnotował każdy szczegół skomplikowanej opowieści. W naszej pamięci pozostają jedynie te najbardziej wstrząsające i najlepiej wyreżyserowane sceny, które mają często wymowę symboliczną i w których w formie skondensowanej zawiera się zasadniczy przekaz całego dzieła.

Niestety w przypadku "Wołynia" nie potrafię takiej sceny wskazać. Film Smarzowskiego jest jedynie ciągiem krótkich, kilkusekundowych scenek ilustrujących w bardzo uproszczonej, schematycznej formie, sytuacje znane z przekazów ocalałych kresowiaków i z prac historyków zajmujących się tematyką stosunków polsko-ukraińskich w latach drugiej wojny światowej.

Scena, w której polscy chłopi wyławiają z rzeki bestialsko okaleczone zwłoki księdza, jest zapewne wzorowana na autentycznej historii proboszcza parafii Świrz, księdza Stanisława Kwiatkowskiego, porwanego, bitego przez kilka godzin, następnie obdartego ze skóry i przeciętego piłą przez banderowców w lutym 1944 roku.

Link dla zainteresowanych :

https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&cad=rja&uact=8&ve d=0ahUKEwisuo2HoM3PAhWDDZoKHRVYC3kQFgglMAA&url=http%3A%2F%2Fwww.nawolyniu.pl%2Fa rtykuly%2Fksiadz.htm&usg=AFQjCNFyLODUhENBpbeNcRpauioQ0pCTQA

Scena z banderowcami napadającymi na Polaków zgromadzonych w kościele, była z kolei wzorowana na dobrze udokumentowanej zbrodni w Porycku, w której zamordowano co najmniej 222 osoby. Scena, w której, grany przez Filipa Pławiaka AK-owiec-poeta zostaje rozerwany końmi przez banderowców, również była wzorowana na prawdziwej historii oficera AK Zygmunta Rumla, który zginął właśnie w taki sposób 10 lipca 1943 roku w pobliżu wsi Kustycze na Wołyniu.

Za tą ostatnią scenę należą się zresztą Smarzowskiemu wielkie podziękowania. Za jej pomocą udało się bowiem nie tylko upamiętnić rzeczywiste i bardzo znamienne wydarzenie, nie tylko przypomnieć postać niezwykłego człowieka jakim był Rumel, ale przede wszystkim wykazać różnicę pomiędzy AK-owcem, europejskim żołnierzem, kierującym się kodeksem honorowym i upowcem - bandytą, którego metody wojowania mają rodowód azjatycki i sięgają okrutnych i bezwzględnych czasów Czyngis-chana.

Wplecenie autentycznych epizodów do scenariusza było niewątpliwie dobrym pomysłem, uwiarygadniającym przekaz całego filmu. Niestety, jak już wyżej wspomniałem, brakuje w filmie Smarzowskiego scen soczystych, wyrazistych, zapadających w pamięć, brakuje prawdziwego filmowego mięcha.

Zarzut powyższy dotyczy zwłaszcza drugiej części filmu, w której teoretycznie powinien być umiejscowiony "punkt ciężkości" całego dzieła, bo dotyczy ona bezpośrednio przebiegu ludobójstwa, które w moim odczuciu powinno być zasadniczym tematem filmu. Ciąg krótkich, schematycznie zainscenizowanych scenek ukazujących ukraińską przemoc, ma niewiele większą moc oddziaływania na widza od opisów mordów, które można znaleźć w internecie.

Smarzol nie wykorzystał możliwości, jakie daje magia kina, by w pełni ukazać bestialstwo i zdziczenie, które w 1943 roku królowało zdecydowanie na Wołyniu, spychając na margines szlachetne odruchy, miłosierdzie i zdrowy rozsądek.

Po obejrzeniu "Wołynia" młody widz będzie sądził, że rzeź wołyńska polegała głównie na nocnych napadach, dokonywanych przez grupki uzbrojonych w siekiery ukraińskich bandziorów. To bardzo uproszczona wizja, która znacznie bardziej nadaje się do opisu sytuacji w Bieszczadach w latach 1945-1947.

W filmie absolutnie nie została oddana atmosfera nacjonalistycznego szaleństwa, jakie opanowało wtedy większość ludności ukraińskiej Wołynia i Galicji Wschodniej.

To szaleństwo zrodziła z jednej strony bardzo skutecznie prowadzona przez OUN antypolska akcja propagandowa, a z drugiej strony wyraźne przyzwolenie i wręcz agitacja ze strony agresywnego duchowieństwa grekokatolickiego. Do tego dochodziła oczywiście chęć zemsty na zamożniejszych polskich sąsiadach, a także zwykła żądza bezkarnego mordu i rabunku.

Ten nacjonalistyczny fanatyzm nie ograniczał się wcale do Ukraińców płci męskiej. Jest wiele relacji opisujących nieprawdopodobne zdziczenie i sadystyczną żądzę, jaka opanowała także ukraińskie kobiety. Przykładem może być męczeństwo księdza Ludwika Wrodarczyka, długo torturowanego i przerżniętego piłą przez bandę oszalałych z nienawiści ukraińskich bab. W czasopiśmie historycznym "Karta" można przeczytać wiele relacji kresowiaków, które również świadczą o niebywałym okrucieństwie ukraińskiego tłumu, który potrafił wręcz całymi godzinami pastwić się nad Polakami schwytanymi podczas napadów i przywiezionymi następnie furmankami do ukraińskich wiosek w celu dostarczenia gawiedzi "rozrywki". Pamiętam opis śmierci młodego polskiego małżeństwa, które zostało przywiązane do drzewa na samym środku jednej z ukraińskich wiosek. Wokół drzewa zgromadził się tłum żądnych krwi Ukraińców, a banderowiec z wielkim nożem, który stał przy ofiarach, pytał ludzi o to, którą część ciała ma teraz odciąć. "Zabawa" skończyła się dopiero, gdy ofiary zamieniły się w dwie ociekające krwią kupki czerwonego mięsa.

Trudny do pojęcia jest również fakt, że w wielu ogarniętych rzezią rejonach Wołynia panowała po stronie ukraińskiej atmosfera, przypominająca tą, jaka panuje co roku podczas karnawału w Rio de Janeiro. W jednej z relacji naocznych świadków opisano na przykład scenę, która doskonale nadawałaby się do zastosowania w filmie fabularnym. Na rozległej leśnej polanie zwycięscy Ukraińcy urządzili sobie wesołą zabawę z tańcami i muzyką. Ktoś grał na akordeonie, ukraińskie dziewczęta tańczyły i śpiewały pieśni narodowe, pito wódkę. A dosłownie kilkadziesiąt metrów obok w głębokim dole, w którym rozpalono ogromne ognisko, piekli się żywcem Polacy, przywiezieni furmankami z sąsiedniej wsi. OUN-owcy krępowali im kończyny drutem kolczastym i wrzucali w ogień jak kłody drewna. Piekielne wrzaski mordowanych nie przerywały jednak szampańskiej zabawy ukraińskiej młodzieży.

W "Wołyniu" powinna absolutnie znaleźć się chociaż jedna scena, która w mocny, bezkompromisowy sposób ukazywałaby ukraińskie bestialstwo. Scena naprawdę wgniatająca w fotel, miażdżąca, zostająca na zawsze w pamięci każdego widza.

Gdybym sam realizował film o rzezi wołyńskiej, wykorzystałbym do tego historię, która przydarzyła się Felicji Doleckiej. Była to mieszkanka Swojczowa, która, w obawie przed napadem nacjonalistów, przystała na propozycję dwóch znajomych policjantów ukraińskich, którzy zaoferowali jej swą pomoc w dostaniu się do Włodzimierza Wołyńskiego. Kobieta pośpiesznie spakowała do walizek swoje najcenniejsze rzeczy i wsiadła z policjantami na furmankę. Ukraińcy nie dotrzymali jednak słowa. Zamiast do Włodzimierza, pojechali z nią na posterunek policji ukraińskiej w Gnojnie, gdzie ich pijani kompani czekali już na dobrą zabawę. Dolecka była długo gwałcona przez bandę pijanych Ukraińców, którzy gwóźdź programu postanowili zostawić jednak na sam koniec. Gdy gwałcenie bezbronnej kobiety przestało ich już bawić, postanowili zaznać dodatkowej podniety wbijając swą ofiarę na pal, zgodnie z siedemnastowieczną procedurą z czasów Bohdana Chmielnickiego.

W internecie można przeczytać nieco skrócony opis tego wydarzenia :

http://niepoprawni.pl/blog/slawomir-tomasz-roch/sierpniowa-rzez-i-zaglada-wsi-sw ojczow

Twórcy filmu "Wołyń" kierowali się niewątpliwie ideą pojednania. To bardzo piękna idea, podobnie jak piękne są słowa, mówiące o chęci stworzenia filmu, będącego "mostem, a nie murem" między narodem polskim i ukraińskim. Ponieważ osobiście również jestem zwolennikiem pojednania, nie mam nic przeciwko tym fragmentom filmu, które ewidentnie zostały stworzone z myślą o przypodobaniu się stronie ukraińskiej. Mam tu oczywiście na myśli scenę polskiego odwetu i liczne sceny ukazujące, że wśród Ukraińców było też wielu porządnych lub też nie do końca złych ludzi. Uważam jednak, że zarówno ukazanie z całą mocą prawdy na temat bestialstwa nacjonalistów, jak i faktu, że mordowanie Polaków miało tam formę zorganizowanej akcji ludobójczej, wcale nie kłóciłoby się z ideą pojednania, stanowiącą dla Smarzowskiego naczelny drogowskaz podczas pracy. Twórcy filmu uznali jednak niesłusznie, że takie posunięcie byłoby zbyt ryzykowne, gdyż groziłoby posądzeniami o ich wrogie nastawienie wobec Ukraińców.

Podsumowując moje rozważania na temat "Wołynia" muszę jednak stanowczo stwierdzić, że pomimo zastrzeżeń, o których wspomniałem powyżej, uważam powstanie tego filmu za bardzo ważne wydarzenie dla kultury polskiej i ogólnie dla wszystkich Polaków. Chciałbym również wierzyć, że "Wołyń" zmieni postrzeganie tego okresu historycznego przez stronę ukraińską. Słuchając jednak wypowiedzi na temat "Wołynia" takich panów jak Petro Tyma czy Jurij Andruchowycz, czuję, że tego rodzaju wiara jest z mojej strony oznaką ogromnej naiwności.

Smarzowski pokazał nam rzeź wołyńską w wersji light, ale kierowały nim niewątpliwie szlachetne intencje. Nie można mu z pewnością zarzucić, że w którejś ze scen pokazał nieprawdę. "Wołyń" jest więc filmem zrobionym mądrze i uczciwie, ale pozbawionym "jądra" w postaci jednoznacznego ukazania obrazu ukraińskiej akcji ludobójczej. Najgorsze, że tej "kastracji" nie dokonała zewnętrzna cenzura, lecz sami twórcy, którzy zdecydowanie zbyt daleko posunęli się w kompromisach, wynikłych z przesadnego kierowania się w swej pracy ideą polsko-ukraińskiego pojednania.

Nie sposób wyobrazić sobie uczciwej opowieści o rzezi wołyńskiej, która w jeszcze większym stopniu niż "Wołyń" byłaby przepełniona przyjazną i pojednawczą intencją twórców wobec strony ukraińskiej. Posunięcie się o krok dalej groziłoby już wkroczeniem na teren historycznych przekłamań, świadomego naginania faktów i manipulacji.

Ten film jest równoznaczny z gestem wyciągnięcia ręki na zgodę. Jest jednocześnie doskonałym "papierkiem lakmusowym", który pokaże nam to, czy Ukraińcy są wreszcie gotowi na zachowanie zgodne z europejskimi standardami kulturowymi, czyli na oficjalne przyznanie, że dokonanie czystki etnicznej na obszarze Wołynia, jest niezmywalną hańbą w historii narodu ukraińskiego i zbrodnią, dla której nie może być żadnych politycznych usprawiedliwień.

Choć "Wołyń" daleki jest od doskonałości, należy uznać go za film przełomowy w historii polskiego kina, bo kończący okres trudnej do pojęcia zmowy milczenia, którą temat rzezi wołyńskiej objęty był przez siedemdziesiąt lat. Jeszcze do niedawna jedynym "osiągnięciem" polskiej kinematografii w tym zakresie był haniebny, naszpikowany kłamliwą, antypolską narracją, czteroczęściowy serial telewizyjny, wyprodukowany przez firmę Jerzego Hoffmana, za pieniądze pochodzące od ukraińskich środowisk probanderowskich - "Ukraina-narodziny narodu".

Na koniec chcę wyrazić swój wielki szacun dla Wojtka Smarzowskiego, który wykazał się dużą odwagą i mądrością. Odsuwając na bok komercyjne projekty, na cztery lata zanurzył się w mroku wołyńskiego piekła, by dać wyraz prawdzie, by oddać hołd pomordowanym, by przybliżyć nam kresową specyfikę, by przestrzec nas przed demonem nacjonalizmu i by, na przekór tematowi, zrealizować film, który "jest zrobiony z dużą wiarą w człowieka". Dziękuję ci, Smarzol!

ocenił(a) film na 10
atotocoto

świetna recenzja i głos rozsądku. Pozwoliłam sobie wrzucić na fejsa.
Dzięki :)

atotocoto

Jestem po seansie Wołynia i dziękuję za tą recenzję, trochę ostudziła emocje.

ocenił(a) film na 7
atotocoto

Świetna, merytoryczna wypowiedź. Dzięki!

ocenił(a) film na 7
atotocoto

Dużo treści, a mało zrozumienia dla filmu i wizji autora. Wytłumaczę ci prosto o co w tym filmie chodziło. Chodziło o to, że cała opowieść jest widziana oczami polskiej bogatej, ale chłopki, która nie miała ani wykształcenia, ani wiedzy geopolitycznej i nie rozumiała do końca co się dzieje. Zabieg był celowy, może nie nazbyt oryginalny, ale robiący piorunujące wrażenie. Jeśli chcesz edukować innych o tym, co napisałeś, to nakręć historyczny film dokumentalny.
Przecież Wołyń to nie jest ani film historyczny, ani dokumentalny!

ocenił(a) film na 8
amazka

zgadzam, się podobne odczucia

ocenił(a) film na 8
amazka

taki zabieg to raczej zrozumiały "......chłopki, która nie miała ani wykształcenia, ani wiedzy geopolitycznej i nie rozumiała do końca co się dzieje...." i tu cytat raczej nie o chłopce tylko o NAS bo nie każdy ma wykształcenie historyczne ani wiedzy co tam do końca się w tamtych czasach działo....

ocenił(a) film na 10
harris

to troche poczytaj zainteresuj sie wlasna historia ....dostep do wiedzy masz nieporownywalnie latwiejszy niz chlopi w latach 30---40tych XX w

ocenił(a) film na 8
wiolka8513

dziękuję. Fakt ekspertem w temacie nie jestem ale przed obejrzeniem kojarzyłem temat. Jednak może bardziej precyzyjnie. To co się wydarzyło zasługuję na dużą uwagę a "te" wydarzenia są słabo kojarzone/pomijane/. dostep do wiedzy masz nieporownywalnie latwiejszy - prawda - wystarczy tylko dobrze szukać :)

ocenił(a) film na 7
amazka

Mimo wszystko to, że opowieść jest widziana oczami polskiej chłopki nie oznacza, że nie można było bardziej realistycznie przedstawić tych wydarzeń. Rzeczywiście ma się wrażenie, że oddziały ukraińskie nie były zbytnio zorganizowane. Wystarczyłoby parę scen z zebrań przywódców OUN, a przecież kamera śledziła spotkania oddziałów w lesie. My w konsekwencji wiedzielibyśmy, że to co z punktu widzenia chłopki było chaotycznymi morderstwami popełnianymi przez wiejską bandę to w rzeczywistości zorganizowana na szerszą skalę akcja (pomijając już sposób pacyfikacji wsi). Nie jest to film ani historyczny, ani dokumentalny, ale to pierwszy film z takim budżetem, traktujący o tych wydarzeniach. Dobrze by było, aby trzymał się historii, bo z pewnością trafi do szerokiego grona osób, myślę, że większego niż gdyby nie był to film fabularny.

atotocoto

Dokładnie.To nie był film dokumentalny. A jak żadna scena nie wbiła cię w fotel to naprawdę nie wiem jakie ty filmy oglądasz.Chyba horrory typu gore.Sama wspomniania przez ciebie scena rozrywania przez konie wbija w fotel.Palenie żywcem dziecka, obcinanie głów, rozrywanie ciał itd Sorry facet . Chyba nie chodziło o ty by ludzie mdleli na tym tym filmie tylko coś z niego wynieśli.

ocenił(a) film na 8
Przemo00116

Za pewne autor miał na myśli takie rzeczy jak np. 1. obcinanie rąk, nóg oraz wyłupienie oczu a następnie włożenie ofiary w mrowisko, 2. rozcięcie brzucha ciężarnej kobiecie i włożenie tam szkła, 3. obcięcie piersi kobietom i posypanie solą. A takich i i innych przypadków były setki...
Jednak rozumiem, że wtedy w czasie filmu ludzie by wychodzili z kin, wymiotowali itp.
Sam bym czegoś takiego nawet nie wytrzymał. Jednak prawda jest taka, że to się działo i co w nich siedziało, że taki los zgotowali ludziom. Nie jest to naturalne w człowieku. Jako ciekaowstkę powiem, że ludność na Wołyniu uciekała często do miast gdzie stacjonowały oddziały niemieckie bo tam było "bezpiecznie". Szokujące? Woleli narazić się na wywiezienie w głąb Niemiec na roboty przymusowe niż zginąć w okrutny sposób.
Uważam, że Smarzowski nakręcił sceny wystarczająco mocno, żeby do ludzi dotrzeć, a nie ich wystraszyć z kin. Wielu nie ma tak mocnych nerwów.

Przemo00116

Nie chodzi wcale o przedstawienie scen rodem z filmów gore - ale raczej o oddanie realizmu sytuacji, dozowanie dramaturgii, przedstawienia autentycznego zezwierzęcenia banderowców którzy z wydłużonego do granic możliwości cierpienia ofiary i znęcania się nad nią czerpali nieopisaną satysfakcję - polecam przeczytać "Nienawiść" albo chociaż krążącą w necie od dawna listę 362 sposób UPA na mordowanie Polaków - wtedy może zrozumiesz co autor ma na myśli.
Sceną która najbardziej poruszyła mnie w filmie jest odcięcie głowy siostrze głównej bohaterki - mam nadzieję że nie było to zamierzeniem reżysera żeby akurat akcja odwetowa Polaków na Polce poślubionej z "Banderowcem" utkwiła najbardziej w pamięci widzowi... ;/
I jeszcze jedna mała dygresja - niestety z wielkim smutkiem mogę stwierdzić że Polacy niestety nie zostali przedstawieni w filmie jako szlachetny, kierujący się najwyższymi wartościami naród - przykładem są oczywiście główni bohaterowie z którymi widz utożsamia się w pierwszej kolejności: Maciej - owdowiały mężczyzna z dwójką dzieci, który zamiast szukać kobiety w swoim wieku postanawia kupić sobie na żonę młodziutką dziewczynę która go nawet nie zna. A potem pod jego nieobecność wprost z dzieciństwa wpada w wir obowiązków domowych i matkowania nieswoim dzieciom. Ojciec Zosi - który ponad dobro swojej córki ceni pieniądz, tak więc postanawia zarobić na pierworodnej pod pozorem lepszej przyszłości. No i oczywiście sama Zosia - kochliwa, niedojrzała dziewuszka która zmienia facetów jak rękawiczki, a wierność małżeńska jest jej najsłabszą stroną. I zresztą nawet tuż po owdowieniu błyskawicznie znajduje ukojenie w ramionach innego mężczyzny... Wymowne są także końcowe sceny filmu w których Zosia chroni wyłącznie swoje własne dziecko, natomiast dwójkę pozostałych zostawia na pastwę losu...
Pozostali przedstawieni w filmie w sposób wybiórczy Polacy to także osoby albo żadne pieniądza, albo władzy albo ci z akcji finałowych pałający wyłącznie chęcią zemsty i odwetu. Oczywiście nie można wykluczyć że takie jednostki również się zdarzały - jednak większość naszych rodaków zamieszkujący kresy należała jednak do prostych, ale mimo wszystko szlachetnych ludzi kierujących się w życiu najwyższymi wartościami moralnymi...

Film oczywiście zdecydowanie polecam, jednak jedna myśl wciąż nie daje mi spokoju - jak obraz ten zinterpretują niezaznajomieni z tematyką cudzoziemcy - czy nie wrzucą naszych przodków z Kresów do jednego worka z odartymi z człowieczeństwa banderowcami, postrzegając zarówno nas jak ich jako zdziczałą wiejską patologię prowadzącą między sobą walki podjazdowe o znamionach wojny domowej? :(

Inesita

To znak rozpoznawczy Smarzowskiego - w jego filmach prawie nie ma pozytywnych bohaterów.

BOB_76

Oczywiście - ale nie można było dopuścić do tego żeby z kina stricte wojennego (w dodatku pierwszego który porusza tematykę rzezi wołyńskiej) powstał jedynie dramat społeczny - i to w dodatku przekłamany. Już od początku filmu reżyser na siłę próbuje przedstawić nam motywy które będą swojego rodzaju usprawiedliwieniem dla czynów jakich później dopuszczą się Ukraińcy.
"Polak pan, Ukrainiec cham" - ta idea przyświeca chyba każdemu z głównym bohaterów.
I nawet osobiste dramaty Ukraińców (niespełniona miłość Petra, jego "szlachetna" postawa w wyniku której ponosi śmierć, cierpienie jego rodziny) dzieją się przez błędne decyzje polskiej części społeczeństwa.
Zastanawia mnie jeszcze dlaczego w filmie został przekłamany wątek żydowski. A przecież to była pierwsza nacja za którą wzięli się Ukraińcy. A zabijali ich w równie drastyczny sposób. Polacy jeszcze wtedy głęboko wierzyli że ich taki los nie spotka. Być może mi to w filmie umknęło - ale pamiętam strzelających do Żydów niemieckich nazistów, pamiętam Polaka który całą zimę ukrywał Żyda, a potem go zabił dla zakopanego w ziemi majątku. I nawet ojca Zosi wiozącego dzieci do szkoły i wykrzykującego "Żydkom nie wolno" - jakbyśmy to my byli prowodyrem tej nienawiści i antysemityzmu.

Obejrzałam właśnie wywiad z reżyserem w którym wyznał że badania focusowe pokazały że będzie lekki problem z przedstawieniem filmu zachodniej części społeczeństwa. I że trzeba będzie wyróżnić dialogi polskie i ukraińskie odpowiednim kolorem. Bo inaczej się nie połapią i uznają "że jakieś słowiańskie dzikie plemię wzięło siekiery i się zaczęło zabijać". A wystarczyło zrobić odpowiedni wstęp (nawet tekstowy). A następnie przez cały film to postawa bohaterów powinna świadczyć o tym kto jest oprawcą a kto ofiarą...

Inesita

"Oczywiście - ale nie można było dopuścić do tego żeby z kina stricte wojennego (w dodatku pierwszego który porusza tematykę rzezi wołyńskiej) powstał jedynie dramat społeczny - i to w dodatku przekłamany" - właśnie tutaj popełniasz błąd który uniemożliwia Ci zrozumienie filmu. To jest Smarzowski, u niego nie ma narracji uniwersalnej. On nie kręci takich filmów.

slavomier

Ale ja nie mam żadnych problemów ze zrozumieniem filmu - więc te insynuacje są kompletnie bezzasadne. Znam też całą filmografię Smarzowskiego i rozumiem jej specyfikę. Martwi mnie tylko (co zaznaczałam we wcześniejszych postach) jak ten film zostanie odebrany przez średnio zaznajomionego z tematyką widza polskiego i kompletnie niezorientowanego cudzoziemca.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 8
Inesita

"I jeszcze jedna mała dygresja - niestety z wielkim smutkiem mogę stwierdzić że Polacy niestety nie zostali przedstawieni w filmie jako szlachetny, kierujący się najwyższymi wartościami naród" Seeeeeerio? :D No tak, bo wszyscy Polacy szlachetni i wspaniali xD

"Maciej - owdowiały mężczyzna z dwójką dzieci, który zamiast szukać kobiety w swoim wieku postanawia kupić sobie na żonę młodziutką dziewczynę która go nawet nie zna. A potem pod jego nieobecność wprost z dzieciństwa wpada w wir obowiązków domowych i matkowania nieswoim dzieciom." Zero jakiegokolwiek pojęcia o tamtych czasach. Baba miała być do rodzenia i w pole- im młodsza tym lepsza zatem.

"No i oczywiście sama Zosia - kochliwa, niedojrzała dziewuszka która zmienia facetów jak rękawiczki, a wierność małżeńska jest jej najsłabszą stroną." D: Kochała tylko Petro. Ponownie zerowa wiedza na temat tamtych czasów. Nie miała nic do powiedzenia w sprawie swojego małżeństwa, a jej serce od dawna należało do innego.

"I zresztą nawet tuż po owdowieniu błyskawicznie znajduje ukojenie w ramionach innego mężczyzny..." Uczucie rodziło się między nimi powoli i w sumie do niczego nie doszło, więc wtf o.O

"Wymowne są także końcowe sceny filmu w których Zosia chroni wyłącznie swoje własne dziecko, natomiast dwójkę pozostałych zostawia na pastwę losu..." Spanikowana, przerażona... O czym byś myślała gdyby ktoś podpalał twój dom? Na pewno łapała byś dzieci, które rozbiegły się nie wiadomo gdzie... Przecież ona sama nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, a że przeżyła to cud (swoją drogą w dziwny sposób były pokazane ostatnie sceny napadu na wioskę).

Nie widzę w filmie Smarzowskiego, że wszyscy Ukraińcy be, a Polacy super i to właśnie bardzo mi się podobało. I przecież nie było też tak, że wszystkich Polaków przedstawił źle.

Oczywiście masz prawo do zupełnego niezgodzenia się ze mną, dziwi mnie jednak takie przekombinowanie (jak np. uczucie Zosi do gościa z wywiadu).

Wetamoo

Ależ ja naturalnie mam pojęcie o tamtych czasach. Powiem Ci nawet więcej - mam w rodzinie kilku naocznych świadków tamtych wydarzeń, więc mojej wiedzy na temat kresowej społeczności i ich obyczajów nie powinieneś kwestionować, bo pewnie znacznie Cię przerastam...

We wcześniejszych postach podkreślałam że doskonale zdaję sobie sprawę że nie wszystkich Polaków cechowała pełnia szlachetności - ale NIE PODOBA mi się sposób przedstawienia naszej nacji w filmie niezorientowanemu widzowi i nic tego nie zmieni.

I jeszcze nawiązując do kwestii Zosi - sprzedawanie córki za morgi i to w dodatku dorosłemu, dzieciatemu mężczyźnie mimo wszystko było znaczącym odchyleniem od normy. To po pierwsze. A po drugie nawet jeśli młoda kobieta wychodziła za mąż pod wpływem nacisku rodziców (co faktycznie zdarzało się stosunkowo często), mimo wszystko pozostawała wierna nowo poślubionemu, a nie zdradzała go przy każdej nadarzającej się okazji...

ocenił(a) film na 8
Inesita

No ale widzę, że rozumienie pewnych uczuć nie jest tak łatwe. I nie chodzi o to co działo się na Kresach, a o tamte realia.
Łatwo za to oceniać z perspektywy kogoś kto czegoś takiego nie przeżył (może za bardzo się wczuwam, bo to w końcu nie jest oparte na prawdziwej historii (mam na myśli wątek Zosi)). No ale właśnie pasuje się wczuć trochę bardziej. Jeśli się kogoś naprawdę kocha to nie jest możliwym dochować wierności w małżeństwie, do którego zostało się zmuszonym. Miłość jest po prostu silniejsza niż honor- to może brzmieć jak coś śmiesznego i plugawego, ale chyba nie dla kogoś kto zaznał prawdziwej miłości...
No nie wiem, ja w każdym razie ze swej strony kibicowałam Zosi na tym polu.
A zresztą na dowód tego jak bardzo go kochała masz ostatnią scenę.

Dobra, ale najwyraźniej celem Smarzowskiego nie było pokazanie jacy święci byli Polacy, nie chciał pokazać Niemcom, Francuzom czy Amerykanom nie zorientowanym w temacie, że Polacy byli bez skazy, tylko jak jest naprawdę. Że nie nacja decyduje o tym kto jest dobry, a kto zły. Taki Ukrainiec (szwagier Zosi) też był zdolny do największych poświęceń w imię miłości. A Polak bywał okrutny. I to jest naprawdę dobre w tym filmie.
Tak naprawdę nie chodzi o zorientowanie tylko o uważne oglądanie. Jeśli ktoś na siłę będzie chciał zobaczyć złych Polaków to i Ukraińców za ich czyny usprawiedliwi i żadne tłumaczenia w filmie nie pomogą...

Wetamoo

Mimo wszystko proporcje złych Polaków / dobrych Ukraińców zostały w filmie drastycznie zniekształcone i nijak się mają do rzeczywistości.

Być może za dużo się po tym filmie spodziewałam, a już za pewno nie przypuszczałam że spotkam się z opiniami że "Wołyń" to po części antypolskie kino... ;/
Oby Pan Smarzowski nie brał się więcej za filmy z elementami historycznymi, bo do tego trzeba mieć odpowiedni kunszt. Moim zdaniem trochę poległ.

ocenił(a) film na 8
Inesita

Jednak bardzo dziwi mnie określenie "antypolskie kino".
A mnie się bardzo podobało, byłam nastawiona raczej negatywnie. No ale cóż to już kwestia bardzo indywidualna.

Inesita

Nawet Reymont wiedział, że z kobietami to różnie bywa, ale cenię Twoją naiwną, bezpodstawnie uogólniającą wiarę w żeński honor małżeński.

asianna

Naiwną?!
Zdrady małżeńskie kobiet ani kiedyś nie były normą, ani teraz nie są.
No chyba że w jakimś innym środowisku się obracasz... ;O

ocenił(a) film na 7
Inesita

A zdrady mal żeńskie mężczyzn są? Tu nie chodzi o żadne normy spoleczno obyczajowe, tylko faktyczne zachowanie ludzi. Jak nie wierzysz zajrzyj do jakiś statystyk.

Edna_fw

Ależ zaciekle drążycie temat tych zdrad - już sama nie wiem jak to rozumieć... A na pewno czytałyście mój pierwszy post więc raczej wiecie co miałam na myśli... Wam się podoba wątek Zosi i sposób przedstawienia w filmie młodej Polki i jej najbliższej rodziny, mi natomiast nie - więc proponuję zakończyć ten bezsensowny spór.
Jednak abstrahując od tego niewierność małżeńska wg sondaży dotyczy podobno około 16% kobiet - więc nawet pomijając inne przesłanki i biorąc pod uwagę wyłącznie statystykę jest ona jednak w polskim społeczeństwie odchyleniem od normy - tak samo teraz jak i w kiedyś.

ocenił(a) film na 7
Inesita

Niemal 1/5- spory ten odchyl( nie twierdzilam, ze nim nie jest).
Temat drazę z dwóch powodów. Pierwszym jest drażniące mnie w wielu dzielach i produkcjach historycznych przedstawianie glownych kobiecych postaci. Pokazanych przeważnie jako poczciwe, nie wiele wnoszace do fabuly, bezwolne istoty. Drugim jest powszechna wśród Kresowiakow idealizacja Kresów i ich mieszkańców.
Cieszę się, ze Smarzowski nie poszedl ta droga.

ocenił(a) film na 7
Inesita

Jej, juz dawno mnie tak nie zirytowala czyjas wypowiedź! Nie wiem czy to naiwność, niedojrzalosc, wszystko razem, czy jeszcze cos innego. Wiem tylko, ze to co uważasz za wadę filmu, ja uważam za jego walor. Ogromnie się ciesze, ze Smazowski nie pokazal nam w filmie wybielonych postaci, tylko prawdziwych ludzi.
A juz zdanie na temat wierności i nieskazitelnosci polskich kresowiakow doprowadza mnie do furii. Mloda dziewczyna, wbrew wlasnej woli wydana za mezczyzne , którego nie kocha, ma pozostać mu wierna i nosić po nim dlugoletnia zalobe... I Ty oczywiście wiesz, ze takie rzeczy się prawie nie zdarzaly....! Ba! Na pewno ludzie w tamtych czasach obnosili się ze swoja niewiernoscia i wcale nie kryli się z romansami. Nie bylo tez większego tabu i wybielania się...
Watpie tez by zagraniczny widz(jeśli juz zdecyduje się obejrzeć egzotyczny dla niego ''Wolyn'') poszukiwal ,,hollywoodzkiej'' opowiastki o wylacznie ,,bialych'' i ,,czarnych'' bohaterach. Żaden świadomy i dojrzaly czlowieknie uwierzylby w cos takiego...

Edna_fw

Nie, ale prowadzono badania na ten temat (sprawdzano przez DNA czy dzieci są faktycznie dziećmi obojga rodziców czy tylko jednego) i raczej wychodziło, że polskie chłopstwo było wierne swoim małżonkom.

ocenił(a) film na 7
lena_awren_eithel

Ale wiesz, ze taka zgodność nie dowodzi 100% wierności?;)
Nie zrozum mnie źle. Nie twierdze, ze chlopstwo zdradzalo się na potęgę. Lecz zdrady, romanse, nieślubne ciążę się zdarzaly. Ludzka natura się nie zmienia. Zmienia się tylko obyczajowość i przesuwają granice tabu.
Można przytoczyć takie dziela jak ''Chlopi'', czy ''Cichy Don'', albo ''Bożą Podszewke''.

Edna_fw

Tak, ale wyraźnie sugeruje, że o ile takie przypadki się zdarzały nie były nagminne.

Edna_fw

Stawiam na jednak "coś innego" - zapewne inny system wyznawanych wartości i że całkiem różne zachowania uznajemy za normę.
Ale nawet abstrahując od tego i patrząc na sprawę z pełnym obiektywizmem podtrzymuję, że grupa polskich bohaterów przedstawiona w filmie jako ułamek kresowego społeczeństwa nie jest grupą reprezentatywną.

ocenił(a) film na 7
Inesita

Niepotrzebnie się unioslam. Przepraszam za to.

ocenił(a) film na 10
Inesita

Myślę, że Smarzowski oddał tu pełną sprawiedliwość. On nigdzie nie próbuje usprawiedliwiać tego ukraińskiego okrucieństwa, on jedynie pokazuje jego zarzewie, nie wyobrażam sobie zrobić filmu o Wołyniu i nie przedstawić jakiegoś kontekstu historycznego skąd ta nienawiść się w ogóle pojawiła, i oddając sprawiedliwość historii - chcemy tego czy nie - Ukraińcy rzeczywiście byli wtedy nie najlepiej traktowani przez Polaków, co zostało przedstawione między innymi w sytuacjach gdzie "Ukraińców więcej, ale to Polak został sołtysem i dla nich wszystko co najgorsze, ani pracy, ani własności". NIC, powtarzam, NIC nie jest usprawiedliwieniem dla takiego bestialstwa - które również Smarzowski pokazał. A scena odwetu to jedynie próba pokazania, że te garstki nie miały innego wyjścia jak zastosować te same metody. No, albo czekać grzecznie i dać się wyrżnąć..

ocenił(a) film na 8
Edna_fw

Wierne były, ale raczej ze strachu przed mężem, ktory mial prawo zatłuc na śmierć za zdradę. Odsiedzialby wyrok, wrócił i nikt by mu zlego slowa nie powiedzial.
Kobiet pilnowala też tak zwana opinia publiczna. Na takich wsiach wszyscy o sobie wszystko wiedzą do dziś.
Poza tym trzeba było zepieprzac od rana do wieczora, nie wiem kto tam miał czas na romanse...

ocenił(a) film na 7
Garfieldowa

Poczytaj sobie ''Chlopow", albo "Cichy Don". Romanse byly jak swiat swiatem. We wszystkich warstwach spolecznych. Bylo tylko wieksze tabu obyczajowe, a w zwiazku z tym ,,czajenie sie", zachowywanie pozorow. Zapieprz nic nie zmienial. Lud byl zahartowany praca, przyzwyczajony i mial swoje naturalne potrzeby i instynkty. Slynne ,,wychodzenie do siebie". Jak w starej piosence- ,,... I ja zegnalam nie raz kogos i powracalam juz nie taka. Choc na mym palcu lsnila srogo, obraczka srebrna jak u ptaka... I ja zegnelam nie raz kogos, za gora, za chmura, za woda..." ( czy jakos tak) Ludzie wychodzili na potajemne schadzki, wymykali sie w plener, czasem moze do stajni(??).
Natura ludzka sie nie zmienia i zawsze obok wiernuch sobie, udanych malzenstw byly tez nieudane i te niewierne.

ocenił(a) film na 7
Edna_fw

wiernych*

ocenił(a) film na 8
Edna_fw

Oj czytałam oglądałam... ale to niewiele ma wspólnego z normalnym ludzkim życiem. I nie chodzi o to, że się nie zdarzały takie przypadki i że coś się zmieniło w naturze ludzkiej. Na przykład w okolicy skąd pochodzę (niewielka wies) od czasów, gdy wprowadzila sie tam moja babcia w roku 1947, mial miejsce jeden przypadek jawnego romansu (tzn. wszyscy wiedzieli, że mezczyzna ma romans, nawet zona postanowila odejsc, bo nie mogla tego zniesc). Nie wykluczam, ze nie zdarzyło sie przez lata nic wiecej po kryjomu. Ale ryzyko bylo zbyt duże, zresztą Jagna marnie skonczyła, a i Askinia nie lepiej. Dla kobiet to zwykle oznaczało ostracyzm i spore kłopoty.

ocenił(a) film na 7
Inesita

Dziękuję Ci, że napisałaś o postaciach przedstawionych w filmie. Ja skupiłem się jedynie na ogólnej wymowie, na kwestii ludobójstwa i na ogólnej charakterystyce konstrukcji scenariusza, a i tak wyszedł mi w sumie tekst pokaźnych rozmiarów :) Ten film, to dosłownie temat rzeka. Istnieje wiele płaszczyzn, które można analizować.
Bardzo się cieszę, że różne osoby dorzucają do mojego tekstu swoje wpisy, bo jest szansa, że chociaż te podstawowe płaszczyzny tego rozległego tematu zostaną w jakiś sposób naświetlone. Proszę tylko o jedno, Drodzy Państwo : spierajmy się kulturalnie, bez złośliwości, bez agresji. Każdy ma prawo do swojej opinii i do publicznego jej zaprezentowania :)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy umieścili wpisy pod założonym przeze mnie tematem!

Inesita

i uznają "że jakieś słowiańskie dzikie plemię wzięło siekiery i się zaczęło zabijać".
No i słusznie tak uznają, bo tak właśnie było. Polacy twierdzą, że są rodakami papieża Polaka Jana Pawła - wyjątkowo świętego ojca świętego i to czyni ich wyjątkową nacją na planecie Ziemi, jednak nie zmienia to faktu, że są dzikim plemieniem słowiańskim.

Pawcio_filmaniak

Po Twoim wpisie widać, że was kilku.

Krzypur

A ja już ci na innym forum odpisałem że z tobą skończyłem więc czemu się znowu przypieprzasz?

Pawcio_filmaniak

Bo Cię nie pamiętałem.

Krzypur

To jak szukasz tego typu emocji, to przyłącz się do skinheadów albo onrowców, będzie Was więcej niż kilku, wyjdziecie sobie na ulicę glanować a tak to tylko darmo bębnisz w tę klawiaturę

Pawcio_filmaniak

Odkryłeś się i ... temu Panu już dziękujemy.

Krzypur

A to "dziękujemy" to w czyim imieniu? Prywatnym jako Krzypur czy w imieniu całego Filmwebu?

ocenił(a) film na 9
Inesita

"Zastanawia mnie jeszcze dlaczego w filmie został przekłamany wątek żydowski. A przecież to była pierwsza nacja za którą wzięli się Ukraińcy. A zabijali ich w równie drastyczny sposób.[...]pamiętam Polaka który całą zimę ukrywał Żyda, a potem go zabił dla zakopanego w ziemi majątku."

To nie był Polak, a Ukrainiec.

"I jeszcze jedna mała dygresja - niestety z wielkim smutkiem mogę stwierdzić że Polacy niestety nie zostali przedstawieni w filmie jako szlachetny, kierujący się najwyższymi wartościami naród - przykładem są oczywiście główni bohaterowie z którymi widz utożsamia się w pierwszej kolejności: Maciej - owdowiały mężczyzna z dwójką dzieci, który zamiast szukać kobiety w swoim wieku postanawia kupić sobie na żonę młodziutką dziewczynę która go nawet nie zna. A potem pod jego nieobecność wprost z dzieciństwa wpada w wir obowiązków domowych i matkowania nieswoim dzieciom. Ojciec Zosi - który ponad dobro swojej córki ceni pieniądz, tak więc postanawia zarobić na pierworodnej pod pozorem lepszej przyszłości. No i oczywiście sama Zosia - kochliwa, niedojrzała dziewuszka która zmienia facetów jak rękawiczki, a wierność małżeńska jest jej najsłabszą stroną. I zresztą nawet tuż po owdowieniu błyskawicznie znajduje ukojenie w ramionach innego mężczyzny... Wymowne są także końcowe sceny filmu w których Zosia chroni wyłącznie swoje własne dziecko, natomiast dwójkę pozostałych zostawia na pastwę losu...
Pozostali przedstawieni w filmie w sposób wybiórczy Polacy to także osoby albo żadne pieniądza, albo władzy albo ci z akcji finałowych pałający wyłącznie chęcią zemsty i odwetu. Oczywiście nie można wykluczyć że takie jednostki również się zdarzały - jednak większość naszych rodaków zamieszkujący kresy należała jednak do prostych, ale mimo wszystko szlachetnych ludzi kierujących się w życiu najwyższymi wartościami moralnymi..."

Ludzie przedstawieni w filmie są prawdziwi - są bardziej lub mniej egoistyczni, mają swoje wady, problemy, zazwyczaj nie widzą wszystkiego w szerszym świetle. Maciej nie był złym człowiekiem, Głowacki również nie, a Zośka znalazła się w ciężkiej sytuacji - kochała Petra, jej małżeństwo było dla niej koszmarem, zaś Antek był dla niej wsparciem wtedy, kiedy cały jej świat się zawalał. Nie chciała ona też porzucać dzieci - znalazła się jednak w sytuacji, w której pierwszym instynktem każdego jest ratować siebie i swe młode. Z pewnością, gdyby daną jej ten wybór w sytuacji "spokojniejszej" nie uczyniłaby tego, ale tak niestety nie było.
No i mimo wszystko są też "nieskazitelnie biali" Polacy - czym Ci zawinili "Chmura", Zygmunt czy Antek? A nie poznaliśmy ich od gorszej strony tylko dlatego, że nie było do tego okazji.

Nigdy żadna grupa związana jedynie miejscem zamieszkania nie kierowała się "najwyższymi wartościami moralnymi", niezależnie od ich narodowości, rasy, płci, wiary czy też urodą. Taki jest przykry fakt. Gdybyśmy mówili o grupie liczącej około 10 ludzi, może i byłoby to dopuszczalne - my zaś rozmawiamy o kilkuset tysiącach. Podobne stwierdzenie jest zarówno sprzeczne z historią, psychologią, jak i samą naturą.

I nie wiem, czy ktoś Ci coś podobnego zwyczajnie wmówił albo sama doszłaś do takiego wniosku. Nie znam Cię, nie wiem kim jesteś, co przeżyłaś, w jakim otoczeniu - ale brzmisz jak osoba, która choć sama nie doświadczyła niczego w życiu złego, a pozwala sobie na ocenianie z wygodnego fotela innych, którym nie dane było zaznać podobnego luksusu, którzy żyli w zupełnie innych okolicznościach. Człowiek może sobie wierzyć, że sam jest wzorem cnót i ideałów, i nigdy nie postąpiłby nawet względnie źle - nie ma to jednak nawet najmniejszego przełożenia na praktykę. I nie bierz tego zanadto do Siebie, nie szykuj się do przedstawiania najgorszych chwil swojego życia, bo to i tak nigdy nie będzie to równomierne z położeniem, w jakim znaleźli się bohaterowie "Wołynia". Tyle.

ocenił(a) film na 9
Blackwall22

I trzeba dodać - nie potępiam samego oceniania postępowania postaci czy też innych ludzi. Po prostu czynisz to według wyimaginowanej miary, wedle której są oni ludźmi gorszymi od "prawdziwej" większości. A tak nie jest. Z pewnością wielu było lepszych, ale zdecydowanie jeszcze więcej takich samych lub gorszych.

Blackwall22

Ludzie bywają źli. Ale nie Polacy. Polacy to rodacy Papieża Polaka.

Inesita

,,No i oczywiście sama Zosia - kochliwa, niedojrzała dziewuszka która zmienia facetów jak rękawiczki, a wierność małżeńska jest jej najsłabszą stroną. I zresztą nawet tuż po owdowieniu błyskawicznie znajduje ukojenie w ramionach innego mężczyzny... Wymowne są także końcowe sceny filmu w których Zosia chroni wyłącznie swoje własne dziecko, natomiast dwójkę pozostałych zostawia na pastwę losu..." Kiedy ona zmieniała facetów jak rękawiczki? Czyżby to była tylko Twoja nadinterpretacja, poparta wyolbrzymieniem moralności? Normalne, że głównie chroniła własne dziecko, skoro balansowała na granicy życia i śmierci. To ono było gwarantem przedłużenia ciągłości jej genów. Już nawet pomijając pokrewieństwo, tamte dzieci z racji wieku miały większe szanse na uratowanie własnego życia. Trochę realizmu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones