to 2 rzeczy u tego bardzo dobrego (bo wręcz amerykańskiego) filmu. Pierwsza to jakiś absolutny rekord z padaniem cienia mikrofoniarza na ściany, trzyma tyczkę i nierzadko wygląda to jakby ktoś tam stał z erekcją. Druga to, że nie udało im się przedstawić Warszawy. Więc w opisach figuruje to jako prowincjonalne miasto... a przecież gra je Kraków. I to widać bardzo wyraźnie. No dajcie spokój, ja wiem, że Kraków to nie Nowy Jork, ale jednak trochę ludzi tu mieszka i został założony trochę więcej niż 500 lat temu. No pożaliłem się,--- la-la x4.
Kraków nie jest tylko od uroku, magii i nie jest tylko rynkiem. To też miasto zwykłych ludzi z masą dzielnic ze zwyczajnym klimatem (rozpoznawalnych w Wodzireju), ale miasto a nie prowincja.