W tym filmie jest więcej płaczu niż w w niejednym melodramacie, już w pierwszej scenie, w której poznajemy Cezara ma on łzy w oczach. Akcja filmu bardzo często przerywana jest przez niepotrzebne wstawki żywcem przypominające ostatnią scenę z Titanica. Film zaczyna się płaczem i kończy płaczem. Już mogli chociaż zafundować nam happy end, po bezsensownej scenie z lawiną. Kto to wymyślił?
Efekty spoko, Woody spoko. Ujdzie.