A więc "najwybitniejsza" postać emancypacji sportowej, zbudowała swoją legendę o równości płci w sporcie tym, że w szczytowej sprawności pokonała podstarzałego mistrza, który owego meczu nie brał w najmniejszym stopniu na poważnie (folgował sobie w oparciu o świadomość, iż kilka miesięcy wcześniej ograł inną tenisistkę). Mężczyzna w analogicznej sytuacji(przygotowanie, wiek, doświadczenie) co King, nie pokonałby tego dziada, tylko go zmasakrował. Zważywszy na to że ostatnio pierwsze miejsca w sportowych zawodach kobiet zajmują transwestyci, jeszcze bardziej jest widoczne jakim nieporozumieniem jest oparcie o tą postać tezy, jakoby kobiety w wartościach bezwzględnych miały jakiekolwiek szansę na to, aby równać się z mężczyznami na polu rywalizacji sportowych.