Mogło być lepiej. Po pierwsze wyciąć wszystkie sceny z udziałem panny Carrere. Nie dość, że grała żałośnie to jeszcze ciągnęła idiotyczny wątek z komputerowymi herezjami. Po drugie popracować nad muzyką, która była słaba, a przy napisach końcowych wręcz beznadziejna. Po trzecie choć w filmie mamy sporo nagości, to sceny miłosne, a zwłaszcza ta główna, zakończona morderstwem, wołają o pomstę do nieba. Po czwarte, za dużo tego japońskiego. Przez pół filmu człek patrzy jak te kitajce się przekrzykują i nic z tego nie rozumie. To tak jak u nas z ruskim. Też nikt nie pomyśli nawet o głupich napisach. Bez japońskiego, ruskiego i mandarynkowego w dzisiejszych czasach ani rusz!
Ale w sumie źle nie było. Był w końcu Sean Connery i jego magiczne brwi. W ogóle, w tym filmie Sean był lepszy od Seagala. Taki Rambo-Ninja. Wszystkich tymi brwiami pozamiatał. Konicina Connorsan! 5/10
Nie zgadzam sie. Nie wiem czy wiesz ale autor muzyki - Toru Takemitsu to jedno z najwiekszych nazwisk muzyki klasycznej (!) wiec moze Tobie sie nie podoba, ale nie mozna powiedziec ze byla slaba, moim zdaniem jest swietna, zaliczam ja do najmocniejszych punktów w tym filmie. Panna Carrere - zgadzam sie w 100%. Reszty komentarza nie komentuje :)
Mi film sie podobal, wciagający, fajny klimat no i troche oldschool, a ja takie lubie.