Ekranizacja powieści Michaela Crichtona pozbawiona jest przenikliwości, drapieżności i wyraźnego drugiego dna, jakie miała książka. Philip Kaufman zredukował antyglobalistyczną i antyjapońską wymowę powieści do zaledwie kulturalnych nieporozumień i z całego filmu uczynił przede wszystkim kryminał, zniekształcając kilka znaczących elementów (Wesley Snipes?!), jak i samą wymowę. Film stara się więc bronić samą intrygą, ale czasami skutecznie przeszkadza mu w tym bijąca po oczach łopatologia, którą scenarzysta nie tylko nas potraktował jak idiotów, ale także swoich bohaterów.
człowieku to jest film z 1993 co ty od niego chcesz wtedy były inne kryteria i techniki robienia filmów, w filmie jest wiele śmiesznych tekstów gra aktorska jest na najwyższym ówczesnym poziomie
Pomijając już fakt użycia jednego słowa w jednym zdaniu trzykrotnie (drobnostką przy tym wydaje się zaczęcie go z małej litery i pozbawienie kropki na końcu), a także uznanie za co najmniej leciwego obrazu z 1993 roku, od kiedy to gra aktorska w nowych filmach bije na głowę tę w starszych? Zaiste ciekawa opinia.
Oj tam czepiasz się szczegółów gdy to pisałem byłem po browarku. Daj żyć ludziom. :)
Nie każda adaptacja musi być kalką książki... Film ma dużo zalet - obsada, gra aktorska, ciekawa fabuła i wartka akcja - wszystko, co powinna mieć produkcja należąca do tego gatunku. Książki nie czytałem, ale zdobyłem i kiedyś zabiorę się za lekturę. Może wtedy nieco inaczej spojrzę na film, ale tak jak napisałem niczego mu nie brakuje.
Oglądam film zaraz po przeczytaniu książki i jest TROCHE słabo. Nie powiedziałbym też, że gra aktorska jest dobra - jest słaba, szczególnie jak na taką obsadę. Zachowanie postaci wyglada sztucznie, może trochę przez pryzmat kinematografii lat 90' ale jak zobaczyłem tego ochroniarza na początku filmu, jak udaje podenerwowanie to aż parsknąłem ze smiechu ;p