humor i akcja doskonale ze sobą zgrane i współegzystujące. Tu praktycznie nie ma ani jednego, ani drugiego. Momentami próbuje być śmiesznie, ale w jakiś chory, idiotyczny sposób. Akcji też jest w nim tyle, że jakbym nie znał Chana to bym pomyślał, że właśnie przechodził jakąś rehabilitację po kontuzji odniesionej na rolkach. I chyba mocno dostał wtedy w głowę, że zgodził się w tym zagrać. Wyszedł taki filmowy potworek który udaje romantyczny film z elementami kung-fu. I najgorszy patent filmowy made in Hong Kong - angielski dubing w wykonaniu Chińczyków. No normalnie boki zrywać :(
Ocenę podnosi moje uwielbienie dla Jackiego i dwa świetne pojedynki z kurduplowatym Bradleyem Jamesem Allanem.