Zrobiony zgodnie z Sundance'ową modą na kino niby to niezależne, przypomina nieco zeszłorocznego "Cyrusa", gdzie bohaterowie to trochę fajtłapy ale w sumie miłe, a ich grzeszki wybaczamy im z uśmiechem bo nadrabiają ciapowatą charyzmą.
Jednym to przypadnie do gustu bardziej, innym mniej, rozumiem.
Tylko, że już same te problemy głównych bohaterów (biorąc nawet ogólnie ten nurt w kinie amerykańskim) wydają mi się trochę nie przystające do rzeczywistości. Mam wrażenie, że kino azjatyckie, bliskowschodnie leży czasem ze swoimi problemami bliżej Europy niż kulturowo nam bliższe amerykańskie. I tak kłopoty głównego bohatera mało mnie ruszyły i tylko zastanawiałem się czemu najpierw z braku kasy i czasu bierze się za oszustwa a potem zresocjalizowany zarabia za pięcioro z uśmiechem na ustach i nagle znajduje na wszystko czas i kasę. A patrząc realistycznie to chyba, nie więc ciekawe co na to jego rodzina skoro całe życie spędza teraz w pracy? Czy to nie pomysł na kolejną fabułę o porzuconej przez zapracowanego ojca rodzinie? Jakoś pewno sobie poradzą, przecież to tylko fikcja...