Film męczący na poczatku. Chce się wyjsc z kina z powodu przygnębiających scen (zaniedbane wnętrza), wulgarności słowniej i braku ciepła w rozmowach bohaterów i ogólnego marzamu zachowań (nie ma przerywników z gagami). To jest nurzące. Dopiero pod koniec filmu (jak ktoś wytrwa) pojawia coś co dynamizuje film (wypadek syna).Pojawia się nadzieja ludzie zaczynają sie wzajemie szanować, i z formalnego (struktury filmu ) punktu coś zaczyna się dziać. Nie wiem tylko dlaczego w szpitalach angielskich chorzy nie są przykryci - chyba, ze nie jest im zimno?
dokładnie ,film trzeba obejrzeć do końca, sama końcówka jest świetna i zmienia ocene całego filmu-Wszystko albo nic:)
Świetny film wyśmienicie zagrany! Trudno napisać coś ogólnego o tym obrazie z prostego powodu - zbyt wielu bardzo ważnych wątków pobocznych.
W tym filmie dzieje się wiele (przy maksymalnej oszczędności słów, które w gruncie rzeczy sprawdzają się do "yes" i "no"). Napięcie jest budowane grą aktorską, a nie nieustannym "mówieniem". Jeżeli ktoś szuka kolejnej podnoszącej na duchu amerykańskiej bzdury o rodzinie radzącej sobie w trudnych czasach to z pewnością się zawiedzie.
"Wszystko..." to obraz prawdziwego życia wśród szarych blokowisk - wylęgarni patologii społecznych, braku ambicji, konsumpcyjnego trybu życia, gdzie sam fakt, że się _jeszcze_ żyje jest przygnębiający (zwłaszcza, kiedy uświadomimy sobie, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znajdujemy). Historia opowiedziana w tym filmie jest bardzo uniwersalna. Takie rzeczy dzieją się w każdym blokowisku w Polsce. Być może dzieją się jeszcze gorsze.
Tyle, że my nie potrafimy o tym godnie opowiedzieć. Bez użalania się nad sobą, złego subiektywizmu i zbędnego patosu.