Początkowo rozsiadłem się w fotelu jak do uczty, bo lubię filmy poetyckie, a taki mi się wydawał. Szybko jednak odkryłem, że poezja dryfuje w stronę kina katastroficznego, potem w stronę kryminału i filmu sensacyjnego, chwilami w stronę kina psychologicznego i melodramatu. Tymczasem narracja zupełnie się rozlazła, bo reżyser miał chyba tyle koncepcji, że nie zdołał ich ze sobą połączyć w jakąś jedną spójną formułę. Gdy zobaczyłem, w jak wielu miejscach kręcili ten film, to już całkiem potwierdziły się moje przypuszczenia co do neurotycznej potrzeby złapania wszystkich srok za ogony. A szkoda, bo potencjał samego pomysłu był dobry.