Arku, w pierwszej chwili odebrałam tę scenę z 3/4 filmu tak samo jak ty. Ale potem załapałam, że to nie ma znaczenia, że on był mężczyzną. Że to nie jest, wbrew pozorom odwołanie do tradycyjnego modlu rodziny, który wygrywa. To po prostu ukazanie zdrady, problemów, jakie pojawiają się po latach w każdej relacji. Seksualnego znudzenia, poszukiwania nowych bodźców, a zarazem tego, jak ważna jest obólna uwaga i adoracja przez CAŁY CZAS.

Ale zakończenie rzeczywiście smutne - takiej rysy na wzajemny zaufaniu i budowanej przez lata intymności nic już nigdy nie zatrze, a szkoda. Ogółem film bardzo dobrze zrobiony, a relacja dwóch lesbijek pokazana niezwykle autentycznie (wiem o czym pisze ;)

Film bardzo dobry. W sumie historia uniwersalna. W miejsce lesbijek mogło być wstawione heteroseksualne małżeństwo.
Chodziło Ci o to, że tak jakby Paul się nawrócił i nie został przyjęty do rodziny? Czy chodzi Ci o Jules?
Moim zdaniem dobrze się skończył. Jakby nie patrzeć relacje pomiędzy Nic i Jules się naprawiły i oczyściły.... Nic swoją postawą przyczyniła się do oddalenia Jules i zdrady. Jules od początku wiedziała, że rodzina jest dla niej priorytetem i zdawała sobie sprawę, że robi źle. Cała sytuacja pokazała jej jednak jak szybko może wszystko stracić - nie tylko drugą połówkę, ale i dzieci. Rozumiem każdego bohatera z osobna, samo życie, a my w nim, grzeszni i pogubieni, ze słabościami i wadami.

ciekawa interpretacja