Widzę, że wystarczy wpleść wątek homoseksualny, żeby film sięgał po najwyższe laury. Beznadzieja.
Ja widzę, iż uważasz, że skoro tobie się nie podoba to już nikomu nie może, zatem nagrody są wyłącznie za tematykę... Film jest IMO świetny (tylko końcówkę Cholodenko zwaliła), zaś rola Bening zasługuje na laury. Moore zresztą niewiele słabsza.
Oczywiście, że tylko za tematykę! Nie zaprzeczysz chyba, że Oscary w dużej mierze są przyznawane właśnie nie najlepszym filmom, ale tym o ważnej tematyce. Kilka innych nagród zresztą również.
Fabuła nie tylko nie wgniata w fotel, ale jest po prostu średnia. Nie przypominam sobie jakiejś rewelacyjnej. Ruffalo i Wasikowska szału nie robią.
Tematyka naturalnie ma znaczenie (dla jakości filmu nierzadko też), ale że te nagrody TYLKO za nią to się nie zgodzę... Gdyby tak było to nie olewali by znakomitych skądinąd filmów Xaviera Dolana, nie mówiąc juz o bardzo głośnym "Samotnym mężczyźnie", który musiał sie zadowolić jedną nominacją (przy czym nawet największe homofoby przyznają, że zasłużoną). No i w tym przypadku moim zdaniem większość tych nagród i nominacji jest zwyczajnie zasłużonych. Wyjątkiem jest np. nominacja dla Ruffalo - mnie też nie zachwycił i nominację uważam za daną na wyrost. Jednak nawet gdybym tego filmu nie lubił to dopuszczałbym do siebie myśl, że ktoś inny może go zwyczajnie lubić (nawet nie za tematykę), z czym najwyraźniej waćpan ma problem...
Rozumiem, że może go lubić jakiś przeciętny widz. Ale przyznawać najbardziej prestiżowe nagrody? Ja wiem, że w Akademii są Beyonce i wielu innych tym podobnych, ale bez przesady.
"ale bez przesady" - królewski argument... Zaś w Akademii obok Beyonce i jej podobnych jest też sporo świetnych artystów i, kolokwialnie mówiąc, ludzi kina. Zapewne nawet stanowią większość. "Najbardziej prestiżowa nagroda" zaś to tytuł wyłącznie marketingowo-medialny, nie musisz mu wierzyć. Osobiście za zaletę uważam fakt, że Akademia nagradza filmy bardziej "dla ludzi (a przy tym nie aż tak "dla ludzi" jak np. PCA) niż festiwale w typie Cannes, gdzie zwyciężają filmy (zazwyczaj) wybitne, ale przy tym (zazwyczaj) na tyle trudne, że docenić je może góra 5% społeczeństwa.
Czepiasz się. Stwierdzenie "bez przesady" odnosiło się właśnie do tego, że oprócz Beyonce itp. są też ludzie znający się na filmach.
Jasne, że nie muszę się zgadzać z opinią, że Oscary i Złote Globy są prestiżowe, ale po co skoro wiadomo, że są najbardziej pożądanymi nagrodami filmowymi?
Zresztą jakie by one nie były póki co nie jesteś w stanie mnie przekonać, że ten film zasłużenie otrzymał nominację w kategorii "najlepszy film".
Podobnie ty nie możesz udowodnić że owa nominacja (i inne) za tematykę wyłącznie...
Napisałem: "Fabuła nie tylko nie wgniata w fotel, ale jest po prostu średnia. Nie przypominam sobie jakiejś rewelacyjnej. Ruffalo i Wasikowska szału nie robią".
Oczywiście mogę nie mieć racji, ale póki co ustosunkowałeś się tylko do Ruffalo mając podobne zdanie do mnie.
Napisałem w pierwszym komentarzu że film jest moim zdaniem świetny, zaś Bening bliska wybitności. Nie widzę potrzeby wdawania się w szczegóły, niech ocena jaką dałem wystarczy za moje zdanie. I wcale nie mam ochoty przekonywać cię, że twoja ocena filmu jest błędna, po prostu nie lubię gdy ktoś zaraz dopatruje się jakichś machlojek, bo nagradzany film jemu się nie podobał. To śmierdzi grzechem pychy ;-)
Ale ten film nie podobał mi się dla mojego widzimisię, tylko jest słaby! Jest wiele filmów, które bardzo mi się podobały, a nie daję im 10/10, bo staram się oceniać obiektywnie każdy aspekt filmu.
A skoro nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że tak nie jest to tak jest.
Obiektywności to możesz wymagać od wagi łazienkowej... Każda ocena wygłaszana przez człowieka jest subiektywna. Można się silić na obiektywność, ale po co? Sztukę rozumie się sercem, nie mózgiem... "tylko jest słaby"... A moim zdaniem nie jest! I być może Akademii (tej mądrzejszej części, nie w typie Beyonce) zdaniem też nie jest! I kto ma rację? Ano, wszyscy... Przy czym nikt nie ma podstaw by twierdzić, że "moja racja jest najmojsza". Naturalnie znaczenie może mieć wiek, doświadczenie czy też "obycie kinowe", których brak możę utrudnić ocenę rzetelną i, jak by to ująć, świadomą, ale ostatecznie zależy ona od gustu, a o nim "się nie dyskutuje".
"bo staram się oceniać obiektywnie każdy aspekt filmu" - chcesz powiedzieć że każdy film rozbierasz na czynniki pierwsze i na chłodno je analizujesz? Hmmm, nie popieram takiej formy odbioru sztuki...
Czyli gdyby ktoś uznał "Batman i Robin" za najlepszy film wszech czasów to też by miał rację, tak?
Jeśli ocena jaką dałeś ma wystarczyć to po co w ogóle się wypowiadasz. Nie wypowiedziałeś się na temat filmu ani trochę. Ty uważasz, że świetny a ja nadal nie wiem dlaczego. Dla mnie nic ponad przeciętność. Uwielbiam szczerze Moore i Bening rzeczywiście zagrała dobrze. Ale dobre aktorstwo to w filmie nie wszystko. Wyjątkowość tego filmu, tak jak wspomniano to normalna rodzina, normalne problemy w małżeństwie homoseksualnym. Jak dla mnie to za mało. Sama fabuła taka sobie.
Nie wypowiedziałem się, bo chodzi mi nie tyle o samą ocenę filmu, ile o wielce denerwujące mnie przekonanie co poniektórych o nieomylności oraz obiektywności ich oceny. Koledze Zakrza się nie podoba - ok, ale żeby na tej podstawie ogłaszać na przykład, że nagrody za tematykę jeno? Nie lubię takiego podejścia... Tyle.
Świetne dialogi, fajna historia, ale na końcu było zbyt dużo niedopowiedzeń i braku prawdziwej konfrontacji z poruszonym problemem.
(Choć może coś pomieszałem, bo film oglądałem prawie rok temu).
Jak dla mnie jest to 6+/10
Ale to porównanie jest kompletnie z d*py, bo Mroczny Rycerz dostał inne nominacje niż ten film. Poza tym napisałeś do mnie "kotku".
Ale ok, przesadziłem. Przepraszam. Zgłosiłem swój poprzedni post, bo edytować już się nie da.
W porządku. Też przepraszam za tamto.
Ale do rzeczy.
W Mrocznym rycerzu osobiście widzę tylko kopię „Gorączki” w batmanowskich realiach. Brakuje mi w nim dystansu i groteski, jaka moim zdaniem w ekranizacji komiksu powinna się znaleźć. Jednak mimo wszystko dałem obrazowi Nolana 6/10, bo jest to dobra kopia, a swoje role bardzo dobrze zagrali Ledger i Lockhart.
Trudno powiedzieć czy ten film jest lepszy, bo oba są zupełnie inne. Wyważając ocenę mogę powiedzieć, że są to filmy podobnej klasy, gdyż w obu jest podobna ilość niedociągnięć, bądź nietrafionych pomysłów.
Siłą filmu Chodolenko jest aktorstwo, ponieważ każda rola, nawet poboczna, jest odegrana co najmniej dobrze. Druga sprawa to humor, rzecz subiektywna, mi odpowiadał tu subtelny żart sytuacyjny lub słowny. Fabuła jest jaka jest, bez rewelacji, ni rewolucji; banalna, ale dość oryginalna. Ukazany portret rodziny homoseksualnej jest tu z dwóch stron, chociaż właśnie do sposobu przedstawienia tego można się przyczepić najbardziej. Każdy zgodzi się chyba, że we współczesnym świecie nie jest tak różowo jak w filmie i występuje znacznie więcej problemów w takiej rodzinie, niż tylko groteskowy romans. Można rozumieć też sposób przedstawienia całości jako oswajanie społeczeństwa z takimi sytuacjami, dlatego trudno ten film jednoznacznie skrytykować, bo pomimo wszystko ludzie nadal są bardzo zacofani.
Mroczny rycerz mnie znudził, akcja do bólu wtórna, przez co przewidywalna i nieemocjonująca. Nic dla mnie tego nie ratuje, ani gra, ani klimat, przez nudę nie udało mi się doszukać tych aspektów. Dałem w ogóle 4/10, czyli "ujdzie" i w sumie do dla tego, że wszyscy mówią, że Ledger świetnie zagrał - ok, wierzę, stąd 4 a nie 3 ;)
Szczerze Ci gratuluję przewidzenia śmierci Denta i Rachel, wzięcie winy na siebie przez Batmana oraz powrót Gordona.
Wszystkiego nie przewidziałem, nie pamiętam szczegółów, tylko ogólne wrażenie. Ogólnie chodziło o uratowanie ludzi z jakiegoś przyjęcia przed bombą, albo może nawet całego miasta przed zarazą - każdą wersję już wcześniej widziałem w kinie nie raz.
No wow. Wiesz, taka jest konwencja kina superbohaterskiego. To tak jakbyś miał pretensje do Bonda, że zawsze wygrywa, rucha laski i pije drogi alkohol.
Mam :D, Bondów też nie lubię, z grubsza tak jak mówisz, choć bardziej mnie nudzi przewidywalna fabuła i oklepane tematy (np. ratowanie świata) niż te aspekty: sex i alkohol ;)
Nie wykręcaj kota ogonem, to ja tu nie lubię przewidywalnych fabuł, oklepanych tematów, standardów itp. Ambitne kino mnie interesuje. Bondy i Batman się nie zaliczają. Cycki też nie.
Widzę, że dyskusja zeszła na Dark Knight, ale trudno jestesmy na forum The Kids are all right.. Złote Globy to przesada, ale to chyba dzięki zgrabnie ukazanemu wątkowi homoseksualnemu - w końcu mało jest filmów, gdzie homoseksualiści są pokazywani w taki normalny, ludzki sposób, bez zbędnych emocji zaowalowanych wokół słusznosci ich wyboru, zakazanej miłości etc. Fabularnie ma sens, ale nie jest to dzieło godne takiego wyróznienia...
Złoty Glob dla Bening moim zdaniem zasłużony w 100%. Poziom "najlepszej komedii lub musicalu roku" rzeczywiście może to nie jest, ale 2010 nie był zbyt udany dla filmów z tego gatunku made in USA. Rywalami "Wszystko w porządku" w tej kategorii były: "Alicja w Krainie Czarów", "Burleska", "Red" i "Turysta" - widzisz tu jakieś perły? Bo ja nie.
Nominacje w 2010 były wyjątkowo słabe, ale to nie znaczy, że mam od razu uznac, że "Wszystko w porządku" to świetny film (w porównaniu ze żałosnym turystą i słabą "Burleską") i zasługuje na Globa. Pereł nie było, wybrano po prostu "mniejsze zło".
O to mi mniej więcej chodziło, choć mnie się "Wszystko w porządku" bardzo podobał.
Takie mamy czasy. To co nienormalne jest dziś normalnością. Na krytyków są sprawdzone i wymyślone przez idiotów terminy terminy typu homofobia, antysemityzm. Nie zgadzasz się z nimi - jesteś homofobem, rasistą, oszołomem - koniec dyskusji, bo nie jesteś "postępowy".
Pamiętam wywiad w TVN Uwaga z młodą nauczycielką lesbą. Buta tej kretynki była niesamowita. Ona wychodziła z założenia, że skoro jest lesbą, to jej się w pas trzeba kłaniać.
Kobitka przyszła do szkoły do roboty i na starcie swojej nauczycielskiej kariery (była bodajże polonistką) przyznała się, że jest lesbą nauczycielom i (uwaga) uczniom. Nikt jej nic nie powiedział, nie zrobił, ale ta idiotka wszędzie w każdym geście spojrzeniu i słowie doszukiwała się pogardy i osławionej "homofobii". Każdy szept czy to uczniów czy kolegów z pracy traktowała jako obgadywanie jej orientacji, wszędzie widziała nietolerancję na zasadzie "ja wiem, że nic nie mówicie, ale mnie nienawidzicie bo jestem lesbą - no dalej powiedzcie coś, to wam medialne piekło zgotuję wy durne heteryki" Nie doczekała się jednak żadnego jednoznacznego zdarzenia i w końcu sama złożyła rezygnację, dyrektor ją przyjął i poszła w świat. Oczywiście ta obłąkana kobita zaraz wróciła oczywiście z tv i pytaniami do grona nauczycielskiego szkoły - "czy waszej szkole jest homofobia ?". No bo nikt nic jej nie powiedział, ale ona ją wyczuwała. I powiedzcie mi teraz - jak z takimi debilami co "homofobię" znajdą wśród pingwinów na Antarktydzie i których wszystko obraża żyć ?