Nie. Mało kto znajduje się w takiej sytuacji ot tak, po prostu, z dnia na dzień, wiodąc dotąd spokojne życie; sam byś miał gonitwę myśli. Każda żona ma inną tolerancję wybaczania:-) Jemu na niej zależało, nie chciał, by poczuła się jak szmata, że ten, komu bezwzględnie zaufała, olał jej uczucia. Za błędy się płaci i pierwsza myśl, rozsądek, podpowiada, że temu, który ich nakrył,trzeba zapłacić. A że nasz bohater jest dobrze sytuowany, wysupłał 20 tys. baksów i dał, by mieć spokój. I wszystko by się dobrze skończyło, gdyby nie to, iż Nieznajomy znowu zadzwonił i znowu zażądał kasy. Nie ważne ile, nawet 20 tysięcy, ale on chciał 100 - potem byłoby więcej. W mojej skromniej opinii gdyby myśleć zdroworozsądkowo, jak Ty, w tym momencie powinien zrozumieć, że i na tym się NIE SKOŃCZY. Nieznajomy w końcu porwie mu dziecko/matkę/psa i zmusi, by obydwaj poszli do notariusza i by przekazał mu chałupę. Wtenczas koleś zamieszkałby pod mostem. Moim zdaniem, w takiej sytuacji nie ma co sobie zawracać d.py z policją, prokuraturą itd. itp., tylko kupić na lewo pistolet, pojść do lasu sprawdzić, czy się nie zacina, a następnie umówić z Nieznajomym w jakimś ustronnym miejscu. Przyjść z teczką (oczywiście pustą), podejść, strzelić mu w łeb i odjechać. Jeżeli by było błoto, to śledczy by nawet bieżnika opon nie obczaili. I problem załatwiony. Jankesy na takie sytuacje powiadajom: don't try this at home kids:-) Ale wtedy film byłby o połowę krótszy:-)