Ciekawiej by było, gdyby Emma - mówiąc mężowi przy kolacji, że pozbyła się halucynacji, zabijając ją - naprawdę to zrobiła. I w tym momencie rozpoczęła by się jazda bez trzymanki. Początek film był przydługawy, ale na scenie przy stole aż podskoczyłem w fotelu i pomyślałem: "Ale czad!".
Niestety, bardzo szybko się okazało, ze fabuła idzie w innym, raczej banalnym kierunku... No cóż. Szkoda.