cała historia okazuje się psychozą/iluzją siedzącą tylko w głowie głównego bohatera. Mimo, że taki motyw zdarza się często, za każdym razem się nabieram. Taka konstrukcja filmu zmusza widza, by na przyszłość doszukiwał się momentów sugerujących, że coś jest nie tak. Scen, w których coś nie pasuje, coś nie zagrał. A na sam koniec filmu zobaczyć to wszystko w retrospekcji. Jakby reżyser chciał zakpić i powiedzieć „Ha! Tego wcale nie było, patrz co zdarzyło się naprawdę”.