Ja to obejrzałem, wy nie musicie. Fabuła to sztampa i nędza, aktorstwo i dialogi są co najmniej na poziomie The Room, a może i gorzej, technicznie nie ma tu niczego wybijającego się ponad przeciętność. Jeśli macie więcej niż 10 lat - umrzecie z nudów. Przez czas tego "filmu" można robić dużo ciekawsze rzeczy, np. patrzeć jak rośnie trawa. 2/10
"The Room" miał jednak tę niezaprzeczalną zaletę, że w swojej spektakularnej nieudolności był przynajmniej (mimo iż niezamierzenie) momentami zabawny. Nad nielogicznościami scenariuszowymi "You get me" można już tylko kręcić z politowaniem głową, bo tu nawet śmiech zamiera, po uświadomieniu sobie za kogo musieli mieć odbiorcę twórcy tego dzieła.
A ja, głupie dziewczę nie posłuchałam i zalukałam. Jedynym plusem jest to, że przypomniałam sobie Twój proroczy post i poszłam podlać trawę dla kotów, która rośnie na balkonie ;) Zieeeew.
Uwielbiam niezamierzoną głupotę The Room, ale ten film jest prawdopodobnie o połowę głupszy i dwukrotnie mniej śmieszny
Eee tam, film obiecał dwie fajne dupy, które kłócą się o kolesia i tyle dał. To jest strasznie prymitywne i infantylne, jeszcze ta moralizatorska narracja i pełno zbiegów okoliczności czy niedorzeczności. Ale fajne dupy są, koleś jako totalny buc, który za nic ma szczerość i to się tam płynnie ogląda, podśmiechując się z jaką powagą traktują tak absurdalną sytuację.