Film teoretycznie w porzadku - cala ta historia, fabula - to, ze jest oparty na faktach, super.. ale.
Caly film utrzymany jest w takim "doniosłym, dramatycznym stylu". Część "wspomnieniowa" bardziej mi sie podobala, anizeli terazniejsza. Coś mimo wszystko mnie raziło..chyba taki dramatyzm przerysowany i paradoksalnie główna postać: Maria Altann jawiła mi się jako przemądrzała, nadopiekuńcza, nadpobudliwa, zbyt pewna siebie, emocjonalna kura z fochami.
Nieudolny, nierozgarniety, roztrzęsiony prawnik, ktory koniec końców staje się bohaterem - nie jestem pewna, czy lekko zezowatego Reynoldsa dobrze dobrano do tej roli. Na początku taki emocjonalny, z czasem robi się "doświadczony" i poważny.
Koncówka jakby rodem z Titanica kiedy to Rose wraca wspomnieniami do pobytu na pokładzie statku ;)