Przeglądając fora widzę, że przeważa zdanie jakoby postać Peta była wytworem wyobrażeń Freda, jego wzorem, który sobie stworzył siedząc w celi. W innym wypadku ciężko logicznie wytłumaczyć przemiany bohaterów.
Przyjmując powyższą interpretację pojawia się jednak następujący problem, którego nikt pod uwagę nie bierze ( a przynajmniej ja nie zauważyłem, aby ktoś się tym zajmował ).
W jednej z ostatnich scen filmu, policja bada dom Andy'ego, w którym ten dokonał żywota. Patrzą na zdjęcie, to samo, które wcześniej trzymał Pete i mówią: " To żona Freda Madisona" , tyle, że na tym zdjęciu nie ma Alice, co zdaje się potwierdzać, że Rene = Alice. Następnie inny policjant odpowiada: "Wszędzie są odciski Peta Daytona". Na co inny odpowiada: "Myślę, że niema czegoś takiego jak zbieg okoliczności".
Teraz pytanie: Czemu ta scena miałaby nie być jedynie urojeniem Freda zamkniętego w celi?
Odpowiedź: Zdjęcie jakie widzą policjanci różni się od zdjęcia jakie widzi Pete. (No, chyba że film od samego początku jest urojeniem, a następne urojenia są już "urojeniem w urojeniu", bo tego nie sposób wykluczyć.)
A więc policjanci traktują Peta i Freda jako oddzielne osoby!
Mam jeszcze taką teorię, że Pete Dayton istniał naprawdę, a Fred, tworząc własne wizje wzorował tego fałszywego siebie właśnie na Pecie, który był jego idealnym przeciwieństwem. Chciałbym rozpisać analizę obu postaci, ale niestety jest już późno. Może innym razem.
A co wy o tym myślicie, drodzy Forumowicze? Czy Pete jest Fredem? Czy wszystko to tylko Urojenia? Dzielcie się opiniami.
Przepraszam cię, czy możesz sformułować wypowiedź swoją tak, aby można było wyciągnąć z niej jakieś logiczne wnioski?
Po prostu w większości filmów Lyncha (ktore zresztą prywatnie uwielbiam) ciężko jest znaleźć logiczne rozwiązanie, racjonalne i logiczne wytłumaczenie niektórych rzeczy...Jego filmy zdają się być projekcją sennych koszmarów lub narkotycznych wizji - mają genialny klimat/nastrój ale nie zawsze dają jasne rozwiązanie historii przedstawionej w fabule.