Do tej pory uważałem, że Lynch już nigdy nie przeskoczy swojego Blue Velvet. Stało się inaczej. Po wyjsciu z kina stwierdziłem że nie ma sensu rozpracowywać tej "perełki" kadr po kadrze. Po co? Przecież to działa jak piwko w upalny dzień. po prostu rozwala. Niech żyją magicy kina!
I jeszcze ten saksofon Pullmana...