Dałem sie złapać na haczyk lubianego przeze mnie tematu podróży w czasie,który tu jest tylko pretekstem do opowiedzenia nietypowej love story. Nie było by w tym nic złego,gdyby nie fakt,ze jest to totalnie od czapy. Eric Bana (nota bene lubiany przeze mnie aktor) przez cały film,bez ladu i składu "lata" na golasa w czasie ,bo ma defekt genetyczny,a jego ukochana jest cierpliwa,bo to przeznaczenie bylo,zeby go spotkać.....Bzdura na resorach.
To można potraktować jako plus :) Oglądając doświadczasz odmiennego stanu świadomości, taka symulacja, podobną koncepcję wykorzystano w Mechaniku. W scenariuszu jednak brakuje punktu odniesienia.
Mnie się też nie podobał i dziwię się komentarzom, że to "dla kobiet" mnie strasznie znudził, strasznie naiwny scenariusz po prostu taka sieczka typu love -story...