Po dzisiejszym obejrzeniu nie nazwałbym go arcydziełem ani typowym wyciskaczem łez. Jedyną scen na której lekko się wzruszyłam to końcowa,gdy Lou odczytała treść listu od Willa. Jednak mimo wszystko jest ciekawy i ciepły. Ze względu na to,że niestety nie kończy się happy endem, nie jest kolejnym filmem z cyklu "żyli długo i szczęśliwie". Samo zakończenie rozczarowuje,bo jednak do końca miałam nadzieję,że Will zmieni zdanie i nie podda się eutanazji. Oglądanie go nie męczy ani nie nudzi,choć pozostawia lekkie uczucie niedosytu. Momentami irytowała mnie główna bohaterka przez dziwne miny,podnoszenie brwi i infantylne zachowanie. Jej gra aktorska również nie przypadła mi do gustu. Za to Sam Claflin bardzo dobrze wcielił się w rolę niepełnosprawnego Willa.