Zanim obejrzałam film, przeczytałam książkę - mimo, iż lubię historie niebanalne, które nie kończą się happy endem, to byłam zła jak w książce okazało się, że Will nie zmienił swojego zdania. Pierwszy raz w życiu w pewnym momencie miałam ochotę zamknąć książkę, żeby nie wiedzieć jak się skończyła. Wtedy mogłabym sobie myśleć, że skończyła się dobrze... Oczywiście książkę skończyłam i stwierdziłam, że obejrzę film - po części łudząc się, że może to jedna z tych ekranizacji, która ma inne zakończenie niż książka... niestety nie dość, że zakończenie było takie samo, to jeszcze aktorka odgrywająca rolę Louise była tak irytująca, że w momentami nie chciało mi się oglądać. A w scenie końcowej, to już w ogóle było jakieś nieporozumienie - rozumiem, że z miłości mogła się zdecydować na towarzyszenie Willowi w ostatnich chwilach, ale czemu aż tak zacieszała?? Wiem, że dopóki ktoś nie jest w takiej sytuacji, to nie można wiedzieć jakby się zachował, ale no wątpię żeby ktoś był w stanie z uśmiechem na twarzy podejść do takiej sytuacji...
O ile książka ogólnie mi się podobała, tak film niestety był w porównaniu do niej słabiutki... Może za krótki czas minął odkąd czytałam książkę, bo irytowało mnie również to, że tak wiernie były odzwierciedlone dialogi... momentami czułam się jakbym słuchała audiobooka - chyba do tej pory nie trafiłam na tak wierną ekranizację pod względem dialogów - oczywiście w tych wątkach, które były przytoczone, bo wiele zostało pominiętych. Jestem zdania, że zawsze książka jest lepsza od filmu, ale tutaj film nie dorasta nawet do pięt książce.